Kraj

Osiem lat wystarczy. W tej kampanii znaczenie ma jedna rzecz: czas na zmianę władzy

Masowy atak PiS na standardy demokracji konstytucyjnej jest ważniejszy niż cokolwiek, co mogłoby się wydarzyć w kampanii wyborczej. Premier Mateusz Morawiecki z harcerkami, 14 września 2023 r. Masowy atak PiS na standardy demokracji konstytucyjnej jest ważniejszy niż cokolwiek, co mogłoby się wydarzyć w kampanii wyborczej. Premier Mateusz Morawiecki z harcerkami, 14 września 2023 r. Kancelaria Prezesa RM
Masowy atak PiS na standardy demokracji konstytucyjnej jest ważniejszy niż cokolwiek, co mogłoby się wydarzyć w kampanii wyborczej.

Czy obecna kampania wyborcza ma w ogóle znaczenie? Z pewnością nie jest ono takie jak zwykle – nie bez powodu zarówno PiS, jak i Koalicja Obywatelska mówią, że to najważniejsze wybory od 1989 r. Ale mam na myśli jeszcze coś innego. Otóż w pewnym sensie obecna kampania jest w ogóle bez znaczenia – i nic, co wydarzy się w jej trakcie, nie będzie miało wpływu na to, na kogo warto, a na kogo nie warto zagłosować.

Czytaj też: Wszyscy idą do Platformy? Co wynika z decyzji Tuska

Osiem lat wystarczy

W tym kontekście zwróćmy uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze, jej istotna część dzieje się poza obszarem formalnie rozumianym jako kampania wyborcza. Jeśli podsumować wydarzenia z ostatnich tygodni, to można zauważyć, że PiS wykorzystuje politycznie wojsko, prokuraturę, spółki państwowe, media publiczne (i media zakupione przez spółki państwowe), a nawet Narodowy Bank Polski. Mamy również zmiany w ordynacji wyborczej, a także równoczesną kampanię referendalną – pomyślane w taki sposób, żeby wzmocnić szanse obecnej władzy. Przykłady można mnożyć.

W konsekwencji analiza kampanii jest sama w sobie utrudniona. Skoro istotna część procesu wyborczego dokonuje się poza oficjalnymi kanałami, to trudniej się w tym rozeznać i poprawnie ocenić wpływ tych zjawisk na wynik. Co więcej, nie można ich włączać do zwykłej analizy wydarzeń politycznych – nie można np. oceniać, czy PiS-owi udaje się w kampanii skutecznie wykorzystywać wojsko do celów politycznych; pozostaje powiedzieć, że jest to działanie niedopuszczalne. Problem polega na tym, że chociaż nie jest to akceptowalny element kampanii, to jednocześnie dzieje się i wywiera skutki polityczne.

Z tym wiąże się sprawa druga, ważniejsza: otóż właściwie wszystko, co jest istotne w tych wyborach, wydarzyło się przed kampanią wyborczą. Mówiąc najogólniej, w czasie ostatnich ośmiu lat mieliśmy do czynienia z masowym atakiem na standardy demokracji konstytucyjnej przez PiS. Niektóre wspólne instytucje państwowe, takie jak Trybunał Konstytucyjny, zostały zniszczone. Inne działają, ale zostały podporządkowane partii. Zamach na praworządność powoduje zatrzymanie pieniędzy dla Polski z UE. Partia rządząca wyklucza największą partię opozycyjną ze wspólnoty politycznej jako niemieckich agentów. Kolejna kadencja PiS może oznaczać jedynie umocnienie tych procesów. Osiem lat wystarczy.

Wszystko to powoduje, że śledzenie kampanii jest w gruncie rzeczy zbędne. Opozycja nie jest w stanie zrobić niczego gorszego, choćby bardzo chciała. Nie ma nawet do dyspozycji odpowiednich narzędzi. Wniosek: nawet gdyby prowadziła najgorszą kampanię i nieustannie potykała się o własne nogi, nie zmienia to faktu, że naruszenia standardów demokratycznych i praworządności przez PiS są na tyle poważne i systematyczne, że dla dobra Polski trzeba odwołać w wyborach obecną władzę. Jedyna kampania, która ma znaczenie, to kampania mobilizująca do tego Polaków.

Czytaj też: Straszenie migrantami? Kaczyński wpadł we własne sidła

I co z tego?

No dobrze, ale teraz pytanie praktyczne: co z tego? Zastanówmy się nad tym, jakie znaczenie mają powyższe uwagi dla partii politycznych, które starają się o poparcie wyborców, a także dla sposobu relacjonowania kampanii przez media.

Jeśli chodzi o wyborców, to jest oczywiste, że nie wszyscy będą patrzeć na rzeczywistość w przedstawiony wyżej sposób – albo o niektórych sprawach nie wiedzą, albo wiedzą, ale im to nie przeszkadza, albo im przeszkadza, ale inne wartości są dla nich ważniejsze, albo się z tym przedstawieniem nie zgadzają. Jak zwracał uwagę już Arystoteles, w retoryce liczą się łącznie logos, ethos i pathos – czyli nie tylko prawdziwość przekonania, ale też wiarygodność mówcy i ludzkie emocje.

To oznacza, że niezbędne jest prowadzenie skutecznej kampanii wyborczej, nawet jeśli określone fakty mogłyby przesądzać o rozstrzygnięciu. Taka jest natura ludzka i taka jest natura życia etycznego, w którym o prymat konkuruje wiele wartości – fakty to za mało. Dlatego też można było zauważyć, że w ostatnią sobotę na konwencji programowej Koalicji Obywatelskiej Donald Tusk w ogóle nie mówił o demokracji i praworządności, a niemal wyłącznie o korzyściach materialnych, które będą wynikać z ogłoszonych 100 konkretów na 100 dni rządzenia: „ludzie w Polsce będą mieli więcej w kieszeni, będzie taniej w polskich sklepach i będzie lepiej w każdym polskim domu”. Taki kierunek przekonywania powinien być w sposób systematyczny praktykowany przez ostatnie cztery lata – przekonamy się, czy może chwycić na finiszu kampanii.

Jak utrzymać uwagę na piłce

Co do mediów, można sobie wyobrazić dwa rozwiązania. Pierwsze polegałoby na tym, żeby w proteście nie relacjonować kampanii wyborczej – skoro z punktu widzenia demokracji wszystko, co ma znaczenie, wydarzyło się wcześniej. Wiemy jednak, że nie wszyscy wyborcy, a zatem i nie wszyscy odbiorcy mediów myślą w ten sposób – odmawiając udziału w kampanijnej szopce z powodów pryncypialnych, media mogłyby stracić na wiarygodności i ograniczyć zasięg do nielicznej grupy odbiorców silnie tożsamościowych. Ale to trzeba by przetestować – może tak jest, a może nie.

Drugie rozwiązanie polegałoby na tym, żeby nie przedstawiać wydarzeń w sposób punktowy, tak jakby nie było wczoraj, a kampanijne postulaty można było oceniać jako lepsze lub gorsze w oderwaniu od kontekstu politycznego. Chodziłoby zatem o to, żeby nie opisywać pojedynczego zdarzenia, lecz proces polityczny – każde wydarzenie jest bowiem fragmentem pewnej większej historii. A w tej historii istnieją rozmaite interesujące momenty, ale zasadnicze znaczenie ma nie to, kto zrobił lepszy klip wyborczy, lecz to, kto masowo narusza standardy demokratyczne, wykorzystuje wojsko do polityki, blokuje pieniądze z UE, ale też atakuje wolność mediów. Chodzi więc o to, żeby utrzymać uwagę na piłce – być może najtrudniejsza sztuka.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną