Kraj

Mogłam nie dożyć

Mknąc do Poznania wyboistą Autostradą Wolności, czułam się nieswojo. Śmieszył mnie XIX-wieczny sztafaż: hasło „Kobiety mają głos!” (no raczej…) albo zajeżdżony frazes „gniew i siła kobiet”.

Kongres Kobiet skończył w tym roku piętnaście lat. Wystartował w 2009 r. – w proteście przeciwko wygumkowaniu kobiet z historii Solidarności i oficjalnych obchodów 20-lecia transformacji. Uchodzi za emancypacyjny ruch ponad podziałami, o którym mówi się, że jest hybrydą, bo jego matki założycielki – Magdalenę Środę i Henrykę Bochniarz, a potem także Jolantę Kwaśniewską, Joannę Kluzik-Rostkowską, Izabelę Jarugę-Nowacką i inne panie – więcej różni, niż łączy.

Nie jestem pewna, czy rzeczywiście tak jest. Kongres Kobiet zawsze miał i nadal ma wyraźny sznyt liberalno-lewicowy (z naciskiem na pierwszy człon), wielkomiejski, trochę celebrycki. Nie jest to jego jedyna twarz, ale na tę najbardziej rozpoznawalną składają się właśnie kobiety – z licznymi kapitałami, społecznym, kulturowym i finansowym, czyli wielorako uprzywilejowane wyjątki, którym łatwiej przebić „szklany sufit”, a w rezultacie nie tylko przetrwać, ale też „zaistnieć”. Co naturalnie ma swoje dobre i złe strony.

Dobre na pewno jest to, że działające w ramach Kongresu członkinie elity zapewniają wydarzeniu oraz jego agendzie nagłośnienie w mediach. Mogą też stanowić dla gorzej usytuowanych „sióstr” wzór osobowy: nawet jeśli nie za bardzo nadają się na rzeczniczki wykluczonych, są żywym dowodem na to, że kobiety sprawdzają się we wszystkich rolach społecznych. Systemowych problemów to nie rozwiąże, jasne, niemniej każda z nas potrzebuje widzieć wokół siebie takie osoby, żeby z tym większą śmiałością szukać własnej drogi.

Złe są natomiast rozmaite idiosynkrazje i ograniczenia typowe dla całego mainstreamu, które przeniosły się na Kongres – z powodu mainstreamowości jego składu założycielskiego – już u zarania. Te „wrodzone” konserwatywne parametry z trudem poddają się rewizji, niemniej rewizja postępuje.

Polityka 38.2023 (3431) z dnia 12.09.2023; Felietony; s. 89
Reklama