Donald Tusk ogłosił, że w Świętokrzyskiem, gdzie kandyduje Jarosław Kaczyński, z list KO wystartuje Roman Giertych. I co? I Prokuratura Regionalna w Lublinie zadeklarowała, że dostanie on nowe zarzuty w toczącym się przeciw niemu od lat, umorzonym i na nowo wszczętym postępowaniu o spowodowanie strat spółki deweloperskiej Polnord. Sprawę opisała lokalna „Gazeta Wyborcza”.
Czytaj także: Giertych kontra Kaczyński, starcie po latach. Jakie są zyski i ryzyka decyzji Tuska
Zastopować Giertycha dla spokoju prezesa
Wygląda to tak, jakby prezes PiS przestraszył się konfrontacji ze swoim byłym wicepremierem i chciał go odstraszyć od przyjazdu do Polski. Giertych bowiem, obawiając się aresztowania, od trzech lat mieszka we Włoszech. Wprawdzie sądy obu instancji odrzuciły wniosek prokuratury o wydanie za nim europejskiego nakazu aresztowania (stwierdziły, że zarzuty nie są w najmniejszym stopniu uprawdopodobnione), ale skoro są nowe zarzuty – będzie pewnie nowy wniosek.
Gdyby Giertychowi wpadło do głowy, by osobiście, w Polsce, stanąć do pojedynku z szefem PiS, groźba trafienia do aresztu ma mu taki plan wyperswadować. Prezes Kaczyński najwyraźniej woli nie ryzykować, bo retorycznie z Giertychem – bądź co bądź adwokatem – nie ma większych szans. Prokuratura wychodzi naprzeciw i odstrasza rywala.
Z woli prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry sprawą nie zajmuje się właściwa miejscowo prokuratura warszawska, tylko właśnie regionalna w Lublinie, gdzie szefem jest prokurator Jerzy Ziarkiewicz, o którym w prokuraturze mówi się, że jest człowiekiem Ziobry. To on, wydając prokuratorowi polecenie na piśmie, obronił przed aresztowaniem brata komendanta głównego policji Marka Szymczyka („karuzela vatowska”) w sytuacji, gdy jego wspólnicy siedzą w areszcie. To w jego prokuraturze od lat bezkonkluzywnie toczy się śledztwo w sprawie wyłudzania pieniędzy za pomocą fikcyjnych „kilometrówek” przez europosła PiS Ryszarda Czarneckiego. Mimo że Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych uznał, że europoseł oskubał Parlament Europejski co najmniej na 100 tys. euro. Sprawa Romana Giertycha jest więc w sprawdzonych rękach. Zobaczymy, czy cel się przestraszy. Zresztą jego najsilniejszą bronią od dłuższego czasu nie są występy na wiecach, ale media społecznościowe, w których ma olbrzymie zasięgi. Prokuratura w Lublinie jednak pokazała swoją gotowość bojową.
Czytaj także: Operacja „Brejza”. PiS-gate nie zniknie w szufladzie
Sprawa szyta wyjątkowo grubymi nićmi
Podobnie Prokuratura Okręgowa w Gdańsku, która w kilka godzin po ogłoszeniu raportu końcowego przez senacką Komisję Nadzwyczajną ds. Inwigilacji Pegasusem powiadomiła o wystąpieniu do marszałka Senatu o uchylenie immunitetu Krzysztofowi Brejzie – ofierze tej inwigilacji podczas poprzednich wyborów parlamentarnych, gdy był szefem sztabu wyborczego KO.
Prokuratura chce postawić mu zarzut przekroczenia uprawnień: miał wspólnie ze swoim ojcem Ryszardem, prezydentem Inowrocławia, organizować pracowników magistratu do trollowania w internecie. Pomijając już prawdziwość tego zarzutu, ciekawe, jak Krzysztof Brejza mógł „nadużyć uprawnień”, których nie miał? Nie był bowiem ani zwierzchnikiem pracowników magistratu, ani nawet szeregowym jego pracownikiem.
Komunikat o wystąpieniu o uchylenie immunitetu ma zapewne odebrać wiarygodność raportowi senackiej komisji ds. Pegasusa, który mógł zaboleć PiS, bo pokazuje, że w poprzednich wyborach władza podsłuchiwała sztab opozycji. Zdaniem byłych przewodniczących Państwowej Komisji Wyborczej Andrzeja Zolla i Wojciecha Hermelińskiego wpłynęło to na wynik wyborów. W szczególności zabolała PiS informacja, że komisja skierowała do prokuratury wniosek o ściganie osób, które związane były z zakupem i stosowaniem programu Pegasus – w tym ministra Mariusza Kamińskiego, byłego prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego, Ernesta Bejdę – szefa CBA, wiceministrów sprawiedliwości Michała Wosia i finansów publicznych Piotra Patkowskiego.
Gorliwość Prokuratury Okręgowej w Gdańsku wygląda jeszcze gorzej w świetle faktu, że inwigilację Pegasusem Krzysztofa Brejzy (i sztabu wyborczego KO) zarządzono na jej wniosek właśnie – usiłowała znaleźć dowody na finansowanie kampanii Brejzy z pieniędzy inowrocławskiego ratusza. Na początku roku wyciekły z akt tej sprawy dokumenty świadczące o tym, że nie udało się znaleźć dowodów na taki proceder, co dodatkowo skompromitowało tę prokuraturę, a szef zespołu śledczego Michał Kierski podał się do dymisji.
Tak więc Prokuratura Okręgowa w Gdańsku swoim wnioskiem o uchylenie immunitetu nie tylko przysłużyła się władzy, ale też sama ma z Brejzą i komisją ds. Pegasusa na pieńku.
Senator Krzysztof Brejza już złożył deklarację, że sam zrzeknie się immunitetu. Zapewne ogłosi to w wystąpieniu na forum Senatu, gdzie będzie miał okazję przypomnieć opinii publicznej sprawę tego politycznie motywowanego śledztwa i nielegalnego wpływu władzy na poprzednią kampanię wyborczą.
Sprawa jest znana w całej Europie i była przedmiotem prac specjalnej komisji w Parlamencie Europejskim, w szczególności jej aspekt nielegalnego wpływu na elekcję. Mamy kolejne wybory parlamentarne, a PiS posługuje się w kampanii wyborczej prokuraturą. Szyje sprawę tak grubymi nićmi, że także niektórzy jego wyborcy mogą zacząć się zastanawiać, czy państwo, w którym ściganie przestępstw zależy od woli politycznej, jest aby państwem bezpiecznym – co obiecuje hasło wyborcze PiS.