O tej porze roku szkoły mają uchylone okna. Wciągają powietrze, trochę już jesienne. Powoli się budzą. W pracowni biologicznej szkielet prostuje stare kości. Żaba rechocze w spirytusie. Coś stuka w modelu maszyny parowej. Szkoły są pełne intrygujących przedmiotów. Gdzieś jeszcze stoją pomoce naukowe, z którymi mieliśmy się zapoznać w starszych klasach, a w końcu nigdy nie pozwolili nam ich dotknąć. Początek roku zawsze przynosi nowe obietnice.
• • •
Uczyłem się dobrze, ale uczniem byłem złym. Przemądrzałym i sceptycznym. Uniżonym i przebiegłym. Zawsze chętnym, żeby wytknąć nauczycielom błąd lub zadać podchwytliwe pytanie. Dość ostrożnym, żeby samemu nie dać się przyłapać na żadnym przewinieniu.
Prowadziłem ze szkołą ośmioletnią wojnę na przetrwanie. Najdziwniejsze, że wygrałem. Wciąż istnieję, a szkołę zlikwidowali. Podobno w dzielnicy przestały się rodzić dzieci. To teraz częsty problem. Wkrótce wpiszą dzieci do czerwonej księgi zagrożonych gatunków.
• • •
Wciąż pamiętam rzeczy, których nas wtedy uczyli. Na przykład, że na Węgrzech wydobywa się boksyty. A może produkuje boksyty? Czymkolwiek są boksyty. Ze szkolnej perspektywy stanowiły po prostu fragment wykresu kołowego pt. „Przemysł surowcowy RWPG”. Kto by pomyślał, że akurat boksyty na zawsze skażą moją pamięć.
Pamiętam też układ taneczny, który wykonywała nauczycielka geografii, żeby nam uzmysłowić walory bułgarskiej turystyki.
– Plaża w Złotych Piaskach. Morze, słońce, a my wciskamy kuferek w gorący piaseczek… – Słowom „wciskamy kuferek” („kuferek”!) towarzyszyły energiczne ruchy bioder. – Wciskamy, mówię, wciskamy głębiej. Środkowy rząd też wciska! A ty czemu nie wciskasz?