Kraj

Apacze coraz bliżej, wycena zwala z nóg. Co jest w pakiecie dla Polski?

Śmigłowce Apache podczas warszawskiej defilady 15 sierpnia 2023 r. Śmigłowce Apache podczas warszawskiej defilady 15 sierpnia 2023 r. Forum
Pozyskanie dla Polski systemu śmigłowców Apacz będzie decyzją, która zmieni kształt i zdolności nie tylko lotnictwa wojsk lądowych. Wycena – 12 mld dol. – zwala z nóg.

96 śmigłowców uderzeniowych razem z pakietem uzbrojenia, wyposażenia, części zamiennych, szkoleń i wsparcia logistycznego uzyskało wstępną wycenę. 12 mld dol. to przy obecnych kursach niemal okrągłe 50 mld zł. To jednak maksymalny pułap, który w toku rozmów o konkretnych warunkach zamówienia zawsze był obniżany. I to znacznie. Przykładowo: pierwsza transza patriotów wyceniona na 10,5 mld dol. „poszła” za 4,75, cenę samolotów F-35 obniżono z 6,5 mld dol. na 4,6 mld, czołgi Abrams (te nowe) też okazały się sporo tańsze, niż zakładała agencja uzbrojenia DSCA we wniosku do Kongresu. Gdyby przyjąć średni uzysk z negocjacji za wyznacznik realnej ceny, można założyć jakieś 8 mld za apacze. Ale to i tak sporo, najwięcej w historii pojedynczych zamówień. Zamówienie nie musi być pojedyncze i można je podzielić na transze.

Zgoda amerykańskiej administracji na sprzedaż największego pakietu eksportowego najnowszych śmigłowców bojowych została zatwierdzona, a kolejna w Kongresie to w tym wypadku raczej czysta formalność. Kongresmeni będą Polskę chwalić za tak odważny, ambitny i kosztowny zakup, który ostatecznie przysporzy pracy ich wyborcom w USA. Choć nie tylko, bo – w odróżnieniu od wielu innych zakupów sygnowanych przez szefa MON Mariusza Błaszczaka – w tym przypadku Polska domaga się offsetu, który ma być wynegocjowany od głównych dostawców, firm Boeing i Lockheed Martin. Trzeba przypomnieć, że offset w rozumieniu obowiązujących przepisów to jednak nie inwestycje w polską gospodarkę, a technologiczno-serwisowe zdolności służące utrzymaniu, przeglądom i remontom importowanego sprzętu. W tym celu, owszem, w polskich zakładach obronnych coś trzeba będzie zbudować i jakieś inwestycje poczynić, ale o żadnej „produkcji w Polsce” apaczy mowy nie ma. A gdy okaże się, że elementy tego offsetu są za drogie, w toku rozmów będzie się je ścinać. Przykładem choćby zamówienie na patrioty.

Tandem abrams-apacz

W każdym razie Polska zgłosiła ambicję posiadania największej na świecie – poza USA – floty śmigłowców uderzeniowych, a Błaszczak pewnie widzi zakup jako największy klejnot w swojej zbrojeniowej koronie, także tej wyborczej. Minister od wielu miesięcy powtarza, że Polska potrzebuje apaczy, by „zamknąć bramę Brzeską”, czyli dołączyć przeciwpancerny komponent powietrzny do lądowego, tworzonego przez 366 czołgów Abrams kupionych z USA.

Tandem abrams-apacz rzeczywiście był i nadal jest podstawą klasycznego wojowania na lądzie. Oba typy uzbrojenia należą do tzw. wielkiej piątki broni powstałych w latach 80. XX w., gdy Ameryka postawiła na techniczny wyścig z ZSRR i go wygrała – nie tylko w kosmosie i powietrzu, ale również w tradycyjnych systemach walki. Siłą była szybkość, precyzja, świadomość sytuacyjna pola walki. Dlatego właśnie Apacz ma na „nosie” te różnokolorowe szkiełka, przez które „patrzą” jego systemy obserwacji i naprowadzania uzbrojenia. Dlatego też nosi nad kadłubem radarowy „talerzyk”, który co jakiś czas wystawia za wzgórza czy linię lasu, szukając celów. Strzelać nie musi ten, „kto widzi”, w obecnej wersji to jest śmigłowiec w pełni cyfrowy i połączony siecią wymiany danych z innymi śmigłowcami, żołnierzami na ziemi, samolotami w powietrzu, a także z możliwością współpracy z bezzałogowcami. Na charakterystycznych podwieszeniach przenosi pełną paletę broni powietrze–ziemia: rakiety niekierowane strzelające widowiskowymi salwami, ich kierowaną wersję zmieniającą zasobniki w kołczan z niezwykle celnymi strzałami, precyzyjne pociski przeciwpancerne.

Apacz może też bronić się przed zagrażającymi mu celami powietrznymi, używając pocisków Stinger. Udźwig ma imponujący – prawie cztery tony. To czołg wśród śmigłowców, co też pomaga w narracji MON. Amerykański czołg plus amerykański śmigłowiec mają obronić Polskę od wschodu. Gdy się doda, że amerykański sprzęt jest najlepszy na świecie, nic więcej tłumaczyć nie trzeba. Dlatego Błaszczak już pisze o zatwierdzonej przez USA sprzedaży, sprytnie pomijając słowo „możliwej” (z komunikatu DSCA). Ale też nie należy wątpić, że umowa jest na szczeblu politycznym przyklepana. PiS zabiega o apacze, od kiedy doszedł do władzy, a Błaszczak wynegocjował z Lloydem Austinem schemat przejściowy taki jak przy czołgach – wojska lądowe USA mają Polsce użyczyć swoich maszyn do szkolenia i zapoznawania się z ich możliwościami. Widać, że to podejście systemowe, być może wręcz podpowiedziane przez Amerykanów. Skoro chcecie budować na wschód od Warszawy „amerykańską” dywizję, to proszę bardzo.

Co jest w pakiecie dla Polski?

96 maszyn to dużo, ale Boeing deklaruje, że jest w stanie wyprodukować tyle w ciągu roku, a dostarczyć w trzy lata. Jak wynika ze spisu rzeczy zamówionych, Polska chce, by co trzeci śmigłowiec dysponował radarem, co może oznaczać największe ich nasycenie wśród wszystkich flot śmigłowców bojowych w NATO.

Ciekawy jest komponent uzbrojenia – padają w nim duże liczby. Polska żąda ze śmigłowcami ponad 1,8 tys. pocisków Hellfire, które każdy apacz przenosi pod bocznymi belkami w pakietach po cztery. Maksymalnie może zabrać 16 rakiet. W takim wypadku planowany dla Polski zapas nie wygląda imponująco. Hellfire są jednak zamawiane osobno, także dla śmigłowców AW149 i planowanych bezzałogowców Reaper. Na pewno starczy ich na więcej niż dwa „wsady”. Uzupełnieniem mają być rakiety JAGM, o szerszych możliwościach wskazywania celów.

Zamawiany zestaw broni uzupełnia ponad 7,6 tys. rakiet kierowanych kalibru 70 mm. Otrzymać mamy śmigłowce w nowej, szóstej wersji typu E, przystosowane i wyposażone w najnowsze systemy komunikacji z bezzałogowcami MUMT-X. Co to oznacza? Zdolność do współpracy (kierowania, przesyłania danych o zadaniach, zbierania danych zwiadowczych) z nawet 15 bezzałogowcami na każdy śmigłowiec w odległości nawet 100 km. Jakie możliwości to daje, pewnie nikt dziś do końca sobie nie wyobraża. Ważne będzie jednak, by właśnie taki system trafił na pokłady polskich apaczy i by owe bezzałogowce były również polskie, bo przecież dysponujemy w kraju sporym potencjałem ich produkcji i rozwoju.

Takich spraw do rozwiązania w negocjacjach będzie więcej, np. kwestia produkcji amunicji czy udziału polskich dostawców choćby w produkcji komponentów. Boeing (główny producent apaczy) ma szansę wejść na polski rynek wojskowy po bardzo długim oczekiwaniu i kilku dekadach obecności na rynku lotnictwa cywilnego. Świetnie by było, gdyby okazał się partnerem skłonnym do rzeczywistej współpracy. Co warte odnotowania na tle wcześniejszych śmigłowcowych zawirowań związanych z rządami PiS, tym razem nikomu we władzach nie przeszkadza ogromne i kosztowne zamówienie od kolejnego dostawcy, który – przecież – nie ma fabryki w Polsce. O kwestie konkursu czy przetargu przyzwyczailiśmy się niestety nawet nie pytać, zresztą z reguły nie ma do tego okazji. Pomysł zakupu śmigłowców bojowych ma długą historię, przymiarek i analiz było wiele, amerykańska konstrukcja Boeinga nie spada z Księżyca. Ale jak wiele decyzji obecnego MON, ten wybór też domaga się uzasadnienia, wyjaśnienia i omówienia. Iść można o zakład, że się go nie doczekamy.

Bo trzeba sobie zdać sprawę, że pozyskanie dla Polski systemu śmigłowców Apacz będzie decyzją, która zmieni kształt i zdolności nie tylko lotnictwa wojsk lądowych. Porównać to można do wprowadzenia systemu samolotów wielozadaniowych F-16 w siłach powietrznych, który wpłynął na całe siły zbrojne, zmienił mentalność wojska i skokowo zwiększył nasze możliwości obronne. Teraz „delta” będzie może mniejsza, bo Apacze to kolejny zachodni system i już nie taka kosmiczna nowość. Ale jednak będzie to sprzęt zupełnie nieporównywalny do czegokolwiek, co wcześniej w wojskach lądowych latało. A przede wszystkim sprzęt, który zostanie w wojsku przez najbliższe 40 do 60 lat – kto wie, czy nie do końca wieku, rzecz jasna z modernizacjami po drodze.

Nie ma wątpliwości, że z wojskowego punktu widzenia zdolności zapewniane przez Apacze były, są i będą Polsce potrzebne. Nikt też nie podważy technicznego zaawansowania oferowanej nam konstrukcji, jej dojrzałości i bogatych doświadczeń z użytkowania, które ułatwią i udoskonalą proces wchodzenia do służby. Nikt też nie zaprzeczy, że to maszyna piekielnie droga w zakupie i w użytkowaniu. Polska przyjęła hasło, że „bezpieczeństwo nie ma ceny”, i w wielu przypadkach kupuje sprzęt z najwyższej półki, za spore pieniądze (i kredyty).

Śmigłowce bojowe, nawet jeśli uda się ich wyjściową cenę obniżyć, będą jednym z najdroższych zakupów zbrojeniowych w historii. W ciemno można oceniać, że będzie on udany dla wojska, ale by okazał się korzystny również dla przemysłu i przyniósł inne korzyści gospodarcze, trzeba go traktować jako szansę dla amerykańskich partnerów, a nie naszą nadzieję.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną