Andrzej Duda wyczekał z ogłoszeniem tej decyzji. Konstytucja nie precyzuje co prawda, kiedy zaczyna się okres, w którym prezydent może zarządzić wybory – mówi jedynie, że musi je ogłosić najpóźniej na 90 dni przed upływem bieżącej kadencji Sejmu (w tegorocznych realiach dzień ten wypada 14 sierpnia). W 2015 r. wybory odbyły się 25 października, a Bronisław Komorowski zarządził je 17 lipca. Kampania wyborcza trwała więc ponad trzy miesiące.
Wybory 2023. Dlaczego Andrzej Duda zwlekał
Weź udział w wyborach!!!
— Andrzej Duda (@AndrzejDuda) August 8, 2023
Kierując się treścią otrzymanej właśnie pozytywnej opinii Państwowej Komisji Wyborczej, co do proponowanego terminu wyborów do Sejmu i Senatu, podjąłem decyzję o zarządzeniu tych wyborów na dzień 15 października 2023 roku. Przyszłość Polski jest sprawą…
Prawdopodobnie Andrzej Duda specjalnie zwlekał z ogłoszeniem daty wyborów, żeby skrócić tegoroczną kampanię (zwłaszcza że de facto trwa już w najlepsze).
Dlaczego? „Polacy nie przepadają za długimi kampaniami wyborczymi” – tłumaczył na antenie Radia Zet prezydent. Jednak prawdziwy powód jest prawdopodobnie inny. Długość kampanii, jak wyjaśniał na naszych łamach Wojciech Szacki, jest istotna dla wszystkich partii, przede wszystkim pod kątem planowania wydarzeń kampanijnych i gospodarowania pieniędzmi. Wszystkie wyborcze wydatki kontroluje bowiem Państwowa Komisja Wyborcza. Można się domyślać, że PiS został nieoficjalnie poinformowany o dacie postanowienia prezydenta o wyborach przed innymi partiami, co dało mu na starcie pewną przewagę nad opozycją.
Konstytucja precyzuje, że głosowanie musi się odbyć w dniu wolnym od pracy – czyli w niedzielę – przypadającym w ciągu 30 dni przed upływem czterech lat od rozpoczęcia kadencji Sejmu. Obecny parlament zaczął prace 12 listopada 2019 r., a więc w grę wchodziły cztery niedziele: 15, 22, 29 października lub 5 listopada.
Wybory 2023 odbędą się...
Prezydent niespecjalnie ukrywał, że skłaniał się do zarządzenia wyborów właśnie na 15 października. Podkreślał, że „jest to bardzo ładna data”. W kościołach obchodzi się wówczas Dzień Papieski (rocznica wyboru kardynała Karola Wojtyły na papieża), w czym rządzący upatrują szansy na większą mobilizację prawicowego elektoratu przeciwko „antypapieskiej opozycji”. Drugim argumentem – z punktu widzenia PiS – za 15 października było przekonanie strategów obozu władzy, że im dłuższa kampania, tym gorzej dla nich.
Szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta Marcin Przydacz powiedział z kolei niedawno na antenie Polskiego Radia: „Jeśli pan prezydent mówił, że jakaś data jest bardzo ładna, to nie wywodziłbym z tego jakichś daleko idących wniosków”. W ostatnich dniach w kuluarach Sejmu mówiło się, że inny prawdopodobny termin to 22 października.
Wybory z referendum
Wszystko wskazuje na to, że w dniu wyborów parlamentarnych czeka nas jeszcze jeden plebiscyt. Chodzi o referendum ws. unijnej polityki migracyjnej ogłoszone przez Jarosława Kaczyńskiego w czerwcu. „My to referendum zorganizujemy, pamiętajcie o tym, Polacy muszą się w tej sprawie wypowiedzieć” – przekonywał prezes PiS w Sejmie. Według partyjnej narracji rzecz dotyczy rzekomej „przymusowej relokacji migrantów”, choć w tej sprawie jest coraz mniej merytorycznych argumentów, co na naszych łamach wyjaśniał Łukasz Lipiński.
Róża Rzeplińska z MamPrawoWiedzieć.pl stwierdziła w podkaście „Polityki”, że obozowi władzy chodzi o naginanie zasad finansowania kampanii wyborczej. Kampania referendalna, w przeciwieństwie do sejmowej czy senackiej, ma dużo mniej ograniczeń finansowych. Granice między nimi mogą być płynne, co w konsekwencji może oznaczać zwielokrotnienie przewagi obozu władzy nad opozycją.
Dr hab. Krzysztof Urbaniak, profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, członek Zespołu Ekspertów Wyborczych Fundacji im. Stefana Batorego, mówił z kolei w połowie lipca, że połączenie referendum w sprawie migrantów z wyborami parlamentarnymi nie jest zgodne z obowiązującym prawem, łamie ciszę legislacyjną i jest ingerencją w proces wyborczy. Tymczasem na początku sierpnia Państwowa Komisja Wyborcza opublikowała informację, że zgodnie z niedawno zmienionym przez parlament prawem zarówno wybory, jak i referendum można przeprowadzić jednocześnie i w tym samym lokalu wyborczym. Wyjaśniła, że wyborcy będą wrzucali karty wyborcze i karty referendalne do tej samej urny, jednak jeżeli ktoś odmówi udziału w referendum, to „w żadnej mierze” nie można go do tego zmusić.