Bóle elit
Czy PiS-owi udało się „wymienić elity”. Gdzie są te prawdziwe, kto do nich należy, a kto tylko udaje
EWA WILK: – Pozwoli pan, że zacznę od nazwisk. Profesorowie: Andrzej Zybertowicz, Zdzisław Krasnodębski, Ryszard Terlecki, Piotr Gliński, Przemysław Czarnek. Prezesi milionerzy: Daniel Obajtek, Małgorzata Sadurska; specjaliści do zadań specjalnych: Marcin Horała, Jacek Sasin, Mariusz Błaszczak. Czy to jest elita, nowa elita, kontrelita?
PIOTR KULAS: – W socjologii różnie ujmuje się termin elity. Najłatwiej zdefiniować elity polityczne – to osoby, które po prostu zajmują wpływowe stanowiska. Trudniej te, które są elitami na mocy swojego autorytetu. Zdefiniujmy je najprościej – jako osoby, które mają zdolność wywierania wpływu społecznego, moc zmieniania zachowań, emocji, myśli, postaw innych ludzi. A w Polsce, w momencie populistycznego zwrotu sprzed kilku lat, zaczęła się kształtować nowa elita władzy.
Tylko władzy?
W każdym społeczeństwie istnieje wiele elit. Tworzą je osoby, które w danej dziedzinie są lepsze od innych. Mamy elity finansowe i gospodarcze, ale też dyrektorów, wojskowych, elity lokalne, menedżerskie, klerykalne, intelektualne, kulturalne. Ale głównym przedmiotem zainteresowania badaczy są elity rządzące. To nie tylko politycy, ale także wszyscy ci, którzy w nieformalny sposób wywierają wpływ na władzę.
Moim zdaniem centralną grupą obecnej polskiej elity władzy są wciąż osoby z tzw. środowisk inteligenckich. Charakterystyczne, że ta frakcja prawicowej inteligencji istniała już wcześniej, nawet jeszcze w PRL. Mam tu na myśli niektórych profesorów, których wymieniła pani w pierwszym pytaniu. Większość tych osób na polu naukowym czy – szerzej – publicznym dokonała całkiem sporo.
Inne osoby, które pani wymienia, wchodzą w skład elity, ale na dalszych miejscach; ponieważ bardziej są zależne od politycznych mocodawców.