Wakacje z inflacją
Ceny parzą. Czy to są najdroższe wakacje w dziejach III RP? Sprawdziliśmy
Ubiegły tydzień, środek sezonu, ale w południe w Krynicy Morskiej sennie. W lunaparku pusto, przy straganach cisza, kolejek do lodów i gofrów nie ma. Kobieta stara się odwrócić uwagę dziecka od budki z zakręconymi frytkami z posypką, w tym roku sprzedawanych po 15 zł za patyk, ciągnąc je za rękę na drugą stronę ulicy.
Nieliczni wczasowicze włóczą się po Gdańskiej wzdłuż knajp, spoglądając na cenniki, mrużą oczy z niedowierzaniem. Zestawy (czyli frytki i surówka) z rybą (160 g porcja): najtańszy jest śledź – 49 zł, za sandacza, halibuta czy dorsza trzeba zapłacić od 59 zł w górę.
Ale głównie drepcze się po molo, w tę i z powrotem, starając się trzymać z dala od drogiego, kolorowego kiczu. Chociaż i tu nie jest się wolnym od ponęt – gokartów na pedały czy rejsów łódką po Zalewie Wiślanym – bo naganiacze zaczepiają. Samochodziki elektryczne, łódeczki, trampolina – każda z tych „atrakcji” to 15–20 zł za 10 minut. Raz po raz da się słyszeć pojękiwania maluchów: Ale dlaczego nie mogę? A i tak wychodzi z tego średnio wydatek rzędu 100 zł dziennie. Dzieci miny mają już skwaszone, ale rodzice też, bo nie po to cały rok odkładali na wakacje, żeby teraz przez tydzień zdzierać klapki po betonowym pasażu.
A oszczędzają na to rok i dłużej. Według „Barometru Providenta” niemal 40 proc. planujących wakacje przyznaje, że aby uzbierać na wakacyjny wypoczynek, potrzebują od 7 do 12 miesięcy. Natomiast 17,5 proc. ponad rok. I to, co wynika ze wszystkich badań dotyczących urlopów – już nie na dwa tygodnie jak kiedyś, ale na 5–7 dni, maksymalnie 10.
A ile trzeba na to odłożyć? Z badań „Barometru Providenta” wynika, że 3200 zł, czyli więcej o 474 zł niż w ubiegłym roku. O większych kwotach mówi analiza Związku Banków Polskich – żeby mieć skromne wakacje, trzeba zebrać 1614 zł na osobę.