Lasy od kilku lat wycinane są na potęgę, padają drzewa mniejsze, średnie i wielkie, a drewno jedzie do Chin. Wspólne bogactwo przyrody zasila kieszeń wybranych. I tyle widzieliśmy drzew, niemych świadków tego, co się w Polsce wyprawia z przyrodą pod banderami uparcie głoszonego patriotyzmu.
Dziki kapitalizm podlany dziką chciwością to prawdziwy potwór. Przez to Polska widziana z góry wygląda jak łysiejąca czaszka zgarbionego nad kieliszkiem wuja. O czym biedak ów myśli? O jednym: ile by tu jeszcze ściąć.
Najsmutniej się robi, gdy człowiek trafi na przykład postępowego myślenia poza granicami Polski. W Brukseli Grażyna poszła na konferencję „To jest Bruksela”, gdzie młodzi, myślący ludzie opowiadali o tym, jak wprowadzają w życie rozwiązania na miarę naszych czasów, z suszami i anomaliami pogodowymi, czyli konsekwencjami ocieplenia klimatu, które przyrodzie zafundowała działalność jednego tylko gatunku – ludzkiego. Słuchając, jak dr Stephan Kampelmann z szacunkiem, troską i poczuciem odpowiedzialności mówi o lesie Sonińskim otulającym Brukselę, Grażyna uświadomiła sobie, że pomysły wcielane w życie w Belgii i gospodarkę leśną w Polsce dzieli nie 1500 km, a lata świetlne.
Kampelmann, który bada ekonomię miast w Laboratorium Urbanistyki, Infrastruktury i Ekologii Wolnego Uniwersytetu w Brukseli, uważa, że zamiast wysyłać drewno do Azji, by potem ściągać je z powrotem w postaci mebli, trzeba zasoby dostarczane przez tutejszy las użytkować na miejscu. Założona przez niego kooperatywa Sonian Wood udowadnia, że lokalna samowystarczalność jest możliwa i opłacalna. Oczywiście nie rabunkowa, bo Foręt de Soignes, las, który rozciąga się na obszarze 4,5 tys. ha, spełnia o wiele więcej funkcji.
Cudze chwalicie, swego nie znacie, można by powiedzieć.