Kraj

PiS chce połknąć największe niezależne media. To jakaś nowa jakość

Jarosław Kaczyński w Pilźnie, 3 czerwca 2023 r. Jarosław Kaczyński w Pilźnie, 3 czerwca 2023 r. Jakub Kofluk / Forum
Naciski na media to nic nowego, ale to, z czym mamy do czynienia teraz – próby przekupstwa połączone z nękaniem i zastraszaniem – to już nowa jakość. Czas powiedzieć, że nie różnimy się już niczym od Węgier czy Turcji.

Przychodzi przedstawiciel władzy do Węglarczyka... z sugestią zatrudnienia w Onecie rządowego cenzora na stanowisku zastępcy naczelnego. Szef redakcji myślał, że to żart. Ale to nie był żart. Wirtualna Polska dostała propozycję wykupienia przez spółkę skarbu państwa albo wstawienia do redakcji oficera politycznego. To też nie był żart.

Świat PiS po prostu taki jest. Świat równoległy, gdzie prawa wolnego, cywilizowanego kraju są wedle potrzeby stosowane, wypaczane lub uchylane przez nadrzędne i odwieczne prawa mafii. A pierwszym prawem i celem mafii jest zwasalizować wszystko i wszystkich, którzy jeszcze nie są posłuszni bosom i nie płacą im haraczu. Nie, panowie z PiS, Onet ani Wirtualna Polska nie dadzą się kupić ani nie zatrudnią wskazanych przez was pseudodziennikarzy mających zadbać o widoczność „punktu widzenia rządu”. To nie są lokalne gazety, które może połknąć Obajtek. Od „punktu widzenia rządu” jest zaś rzecznik rządu.

Onet i WP umieją się postawić. Ale czy wszyscy? Jak powiedział nam w rozmowie telefonicznej Bartosz Węglarczyk, próby wykupywania niezależnych mediów bądź instalowania tam swoich ludzi przez władze są zjawiskiem powszechnym. To planowa praktyka, prowadzona na dwóch polach: wydawców i redakcji. Szczytem wszystkiego było złożenie jednemu z dziennikarzy Onetu propozycji wejścia do zarządu jednej ze spółek skarbu państwa, wszelako pod warunkiem, że nadal będzie pracował w redakcji. Jak twierdzi nasz rozmówca, „to coś więcej niż korupcja – to kupowanie sobie źródła informacji”.

Czytaj też: PiS znowu sypnie TVP. Czy wy wstydu nie macie?

Świat Kaczyńskiego

Skończyły się już czasy, gdy przychodził Rywin do Michnika… W tamtej epoce niewinności, gdy to jeszcze „pewne rzeczy nie mieściły się w głowie”, ktoś bliski władzy miał sugerować wielkiej gazecie, że za parę groszy może się doczekać przepisu, dzięki któremu dokupi sobie jeszcze wielką telewizję. Było to oburzające i surrealistyczne. Cała Polska żyła tym skandalem przez wiele miesięcy. Dziś, w warunkach pseudoliberalnej dyktatury, podporządkowującej sobie wszystko i wszystkich za pomocą najbezczelniejszej korupcji, gróźb, dowolnych manipulacji prawem, z zachowaniem pozorów praworządności i demokratyzmu albo i bez tego, afera Rywina jest czymś niepojętym, jakby z innego świata. W samej swej naturze opierała się ona bowiem na aksjomacie wolności i niezależności mediów prywatnych.

W świecie Orbána, Kaczyńskiego i im podobnych neodyktatorów, dla których prawo, procedury i zasady są takimi samymi dowolnie używanymi lub nadużywanymi narzędziami koncentrowania władzy jak korupcja, podsłuchy i postępowania prokuratorskie, czegoś takiego jak respekt dla wolności mediów w ogóle nie ma i być nie może. Media krytykujące władzę z samej swej natury są po prostu zdradzieckie i obce. I jako takie muszą zostać zlikwidowane lub spacyfikowane. Bo w pojęciu dyktatora wolność mediów polega na mówieniu, unisono z władzą, o tym, jaka to wielka właśnie panuje w kraju wolność, której wszelako trzeba bronić przed zakusami wrażej zagranicy i jej pachołków.

Nie udał się atak prawny na TVN, za którym stanęło społeczeństwo pospołu z ambasadą USA. Czy może się udać atak na dwa największe portale społeczno-polityczne? Na pewno nie. Trudno pojąć, co mają w głowach ludzie z kierownictwa PiS, skoro mieli nadzieję, że Onet albo WP dadzą się kupić, zastraszyć lub skorumpować. Naprawdę nie wiedzą, z kim mają do czynienia. Na szczęście szefowie ważnych społecznie i zasłużonych dla wolnego słowa portali zachowali się tak, jak nakazuje etyka dziennikarska. I chwała im za to! Obaj panowie, Bartosz Węglarczyk (Onet) i Paweł Kapusta (Wirtualna Polska), zareagowali wzorowo, informując za pośrednictwem artykułów zamieszczonych na prowadzonych przez nich portalach o tym, co się wydarzyło.

Czytaj też: Orlen i media. Tak PiS buduje swoje cyfrowe imperium

Oficer polityczny w niezależnych mediach

W artykule z 14 czerwca, zatytułowanym „Media publiczne. Nekrolog”, naczelny Onetu Bartosz Węglarczyk opisuje swoją przygodę z przedstawicielem władz, osobą bardzo znaną. Ów dygnitarz powiedział mu, że w Onecie powinien zostać zatrudniony wskazany przez rząd zastępca redaktora naczelnego, podległy nie szefowi redakcji, lecz zarządowi wydawcy. Indagowany o nazwiska, przedstawiciel władzy zaczął je wymieniać. To nie była luźna dywagacja, wymiana poglądów na temat ustroju pracy, lecz autentyczne sondowanie możliwości zrobienia dealu.

23 czerwca swój artykuł opublikował na portalu Wirtualnej Polski jej naczelny Paweł Kapusta („Sen wariata na kampanijnym szlaku, czyli setny apel w obronie wolnych mediów”). Pisze w nim o nękaniu mediów przez postępowania wszczynane przez KRRiT, o atakach wynajętych trolli na redaktorów niewygodnych dla władzy tekstów i oszczerstwach rzucanych na dziennikarzy. Przede wszystkim jednakże ujawnia skandaliczną próbę spacyfikowania jego portalu poprzez wykupienie go: „Gdy zaczęły się u nas pojawiać teksty śledcze, pojawiła się też propozycja kupienia WP przez jedną ze spółek skarbu państwa. Gdy propozycja została kategorycznie odrzucona, pojawiła się inna: robienia wspólnych interesów. Kolejne »nie« generowało kolejne próby wpływania na redakcję. Ot choćby przekaz od prezesa państwowej instytucji do członka zarządu WP z podpowiedzią, których dziennikarzy należałoby zwolnić, a których zatrudnić. Pojawiły się konkretne nazwiska i stanowiska, w tym konkretny kandydat na wicenaczelnego”. Jak widzimy, pomysł z instalowaniem rządowego „oficera politycznego” na stanowisku zastępcy redaktora naczelnego to nie wynalazek ad hoc rozmówcy Bartosza Węglarczyka – to strategia PiS.

Naczelni największych niezależnych portali nie mogą nam powiedzieć, kto w imieniu władzy prowadzi tę brudną kampanię przejmowania kontroli nad niezależnymi mediami. Oznaczałoby to bowiem ujawnienie nazwisk osób będących źródłem informacji. Tymczasem w dziennikarstwie obowiązuje zasada ochrony osób, które przekazują ważne informacje bądź nawet je generują, wszelako działając w sposób nieformalny. Dotyczy to nawet działań nagannych, tak jak w przypadku „niemoralnych propozycji”. Dzięki temu redakcje cieszą się zaufaniem swych informatorów i mogą pozyskiwać od nich kolejne informacje. Jeśli niemal codziennie czytamy w mediach przecieki z samej wierchuszki władzy, to właśnie dlatego, że są tam sprawdzeni informatorzy, którzy ze swej strony też mają powody ufać, iż nie zostaną zdradzeni przez media, z którymi potajemnie się komunikują. Nie jest to rozwiązanie godne idealnego świata, ale nie żyjemy w idealnym świecie. Swoją drogą, bardzo się chwali redakcji WP, że zatrudniła osobę odpowiedzialną za pilnowanie etyki dziennikarskiej, o czym również pisze red. Kapusta.

Czytaj też: Media na pasku PiS. Lojalne nagradza i hołubi, pozostałe chce kupić

PiS ma się na kim wzorować

Naciski na media to nic nowego, ale to, z czym mamy do czynienia teraz – próby przekupstwa połączone z nękaniem i zastraszaniem – to już nowa jakość. Czas powiedzieć, że nie różnimy się już niczym od Węgier czy Turcji. Onet i WP się jeszcze bronią, lecz gdy agenci PiS przyjdą z łomem w garści i propozycją nie do odrzucenia do mniejszej firmy? Jeden wsadzi nogę w drzwi, drugi będzie napierać, trzeci wrzeszczeć: „Otwierać!”, a czwarty wrzuci do środka worek z pieniędzmi.

Bartosz Węglarczyk twierdzi, że każde medium gotowe się sprzedać bardzo chętnie zostanie przez którąś ze spółek skarbu państwa kupione. Kto się oprze pokusie, a kto stawi opór naciskom? Tego nie wiemy, ale przykłady innych krajów pokazują, że zaciskanie pętli wokół wolnych mediów może doprowadzić do sytuacji, w której niczym rezerwat albo skansen funkcjonuje jakiś niszowy tytuł czy niewielka stacja radiowa – ot, tyle tylko, aby móc się chwalić pluralizmem mediów i wolnością prasy. PiS ma na kim się wzorować i jeśli wygra kolejne wybory, nie omieszka zrobić, co w jego mocy, aby unieszkodliwić wolne media o dużym zasięgu i wpływach. A jeśli mu się to uda, zapewni sobie władzę na dekady. Taka jest stawka tej gry.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną