Kraj

W męskich ramionach

Uwielbiam szczere, poparte osiągnięciami naukowców, porady mojej znajomej dyplomowanej dietetyczki.

Gulasz z ciecierzycy jedz, na łożu bukietu z jarmużu, to wszystko, czego ci potrzeba. Dietetyczka wiotka jak trzcina cała jest reklamą swych metod. Jej jelita cienkie i grube poruszają się prężnie, w górze i dole wyczyniają swawole niczym Rudolf Nuriejew w „Bajaderze”. Czyni to moją panią dietetyk bardziej wiarygodną niż wielu lekarzy internistów, którzy przepisują mi recepty na niedobory, sami jednocześnie sapiąc z nadwagi bądź wydzielając woń mieszanki ośmiu kaw przerywanych buchami „ajkoska”– to nowy sposób trucia płuc ukryty w formie miłego w dotyku seksownego pióra. Od lat nie bez zazdrości obserwuję ludzi palących. Niestety nigdy nie nauczyłam się palić, mimo że już w podstawówce palaczki były „o my god so cool”. Kto miał wujka w „reichu”, ten miał rothmanse w kolorowym pudełku, a opakowania wtedy się kolekcjonowało, bo kapitalistyczny świat plastiku i reklamy jawił się obiecująco. Palenia bardzo chętnie bym się nauczyła choćby dla licznych przerw w pracy, podczas których, jak podejrzewam, wszystkim niepalącym nudziarom obrabia się tyłki i jest beka na całego. I dla rytuałów: palacze zajmują czymś palce, bo a to coś rolują, a to nabijają, a to wsadzają do kieszonki. Wyglądają przez to na ludzi bardzo sprawczych.

Nie znaczy to, że żyję sobie bez uzależnienia. Ja DOBRZE WIEM: dzień w dzień buraki al dente twarde jak karton, pół godziny sportu co godzinę, a mięso to oczywiście raz w tygodniu kawałeczek wołowiny jak znaczek pocztowy. Tak, tak mam, kumpel z Izraela przywiózł księgę o falafelach, wertuję ją pilnie niczym Talmud. AŻ TU NAGLE. Ciemna siła wyzwala we mnie wspomnienie dymiącej kiełbasy z grilla. Aż tu nagle przypomina mi się, że ostatnio jak wracałam z zajęć nauki jazdy na rolkach, to widziałam na Gocławiu budkę cukierniczą z wielkim napisem „sękacz”.

Polityka 24.2023 (3417) z dnia 05.06.2023; Felietony; s. 96
Reklama