Kraj

Kaczyński z Morawieckim marzą o Singapurze. Wychodzą im Węgry

Jarosław Kaczyński na konwencji programowej PiS, 14 maja 2023 r. Jarosław Kaczyński na konwencji programowej PiS, 14 maja 2023 r. Twitter
Był taki fragment wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego na ostatniej konwencji programowej PiS, który nie zwrócił większej uwagi. Ale mnie zainteresował od razu. Czy przyszłość należy do ustrojów hybrydowych? Pyta w gościnnym tekście na Polityka.pl Tomasz Sawczuk z „Kultury Liberalnej”.

W przemówieniu, w którym padła zapowiedź 800 plus, Jarosław Kaczyński przekonywał, że podstawą rozwoju państwa jest gospodarka. Jak powiedział w tym kontekście, potrzebujemy co prawda patriotyzmu gospodarczego, ale musimy również korzystać z wzorów zagranicznych. Prezes PiS odwołał się do przykładu Singapuru, ponieważ ten „często pada w naszych rozmowach z premierem”.

Dlaczego Kaczyński z Morawieckim rozmawiają o Singapurze? Cóż, dla PiS mogłoby być interesujące, że w Singapurze od 1959 r. rządzi jedna formacja – Partia Akcji Ludowej. W 2020 r. uzyskała w wyborach 61 proc. głosów, co daje jej 83 miejsca w 93-osobowym parlamencie. Był to zresztą jeden ze słabszych wyników w ostatnich 60 latach. W kraju istnieje co prawda pluralizm partyjny i odbywają się wolne wybory, ale działalność opozycji nie jest w pełni swobodna, a media są w dużej mierze zależne od państwa. W praktyce Singapur jest przykładem tzw. ustroju mieszanego, który łączy elementy porządków autorytarnych i demokratycznych. W rankingu Freedom in the World 2023 autorstwa Freedom House kraj otrzymał 47 na 100 pkt i został określony jako „częściowo wolny”. W tym samym rankingu Polska uzyskała 81 pkt.

Ale polityka to nie wszystko. Singapur jest również jednym z najbogatszych krajów świata, który w ostatnich dekadach rozwijał się w oszałamiającym tempie – od biednego miasteczka do jednego ze światowych centrów finansowych, handlowych oraz technologicznych. Kraj wydaje ok. 3 proc. PKB na obronność. Jako że miałem okazję odwiedzić go w zeszłym roku, muszę odnotować na marginesie, że jedzenie jest pyszne, a jeśli chodzi o planowanie przestrzenne, owo piękne miasto-ogród mogłoby się spodobać naszym aktywistom miejskim. Kraj mocno reguluje ruch samochodowy: jeśli chcesz mieć auto, musisz wykupić odpowiedni certyfikat, który jest ważny dziesięć lat i kosztuje ok. 220 tys. zł (cena dla małych aut).

Czytaj też: Skok Konfederacji. Wabiki i pudrowanie skrajnego konserwatyzmu

Polska, Węgry i Singapur

Wydaje się jednak, że Singapur może być dla Kaczyńskiego i Morawieckiego interesujący z powodu, który łączy wszystkie powyższe kwestie: chodzi mianowicie o pytanie, jak pogodzić silną i stabilną władzę centralną z dynamicznym rozwojem gospodarczym i technologicznym, otwierającym drogę do grupy najbogatszych krajów. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na dwie istotne zasady pisowskiego modelu polityczno-gospodarczego, który Kaczyński określił w 2019 r. mianem „polskiej wersji państwa dobrobytu”, czyli aktywne państwo oraz nadrzędność polityki.

W sprawie pierwszego punktu Morawiecki regularnie powtarza, że państwo jest obecnie aktywne, a kiedyś było pasywne. Państwo pasywne oznacza w tym ujęciu neoliberalizm, który najłatwiej zdefiniować jako wolny rynek plus rządy prawa, czyli spontaniczny proces bez sterowania politycznego. W tym miejscu dochodzi zasada druga: pierwszeństwo polityki wobec innych sfer działania społecznego. W tym modelu gospodarka i prawo mają w zamyśle służyć celom, które zostały wyznaczone politycznie. W konsekwencji mamy brak tradycyjnego trójpodziału władzy, lecz raczej wielość władz regulacyjnych, które teoretycznie mogą się równoważyć – nawet jeśli owa równowaga polega na wzajemnym szachowaniu się skonfliktowanych grup w obrębie elity władzy – ale co do zasady mają działać w imię tych politycznych celów.

Można krótko wymienić trzy źródła takiego myślenia. Po pierwsze, prace ekonomistki Mariany Mazzucato, która w kolejnych książkach rozwija koncepcję przedsiębiorczego państwa, realizującego misje modernizacyjne w obszarach strategicznych. Stąd w PiS pomysły na wielkie projekty, takie jak Centralny Port Komunikacyjny. Drugie źródło, które wspiera takie podejście, to kryzysowy kontekst: pandemia, wojna w Ukrainie, zielona transformacja. Tego rodzaju kryzysy obiektywnie wzmacniają aktywne postawy polityczne – w warunkach niestabilności nie można pozwolić na to, żeby sprawy toczyły się swoim biegiem, lecz trzeba pilnować określonego wyniku: ochronić miejsca pracy, obronić populację przed agresją, dokonać transformacji gospodarczej. W tym celu trzeba odpowiednio kreować środowisko regulacyjne – w podobny sposób myśli współcześnie choćby Komisja Europejska. Z kolei trzecie źródło to istniejące w świecie modele polityczne ustrojów hybrydowych, które w zamyśle miałyby łączyć autonomię polityczną suwerennej władzy centralnej oraz wzrost potęgi gospodarczej i militarnej.

To właśnie ten ostatni punkt jest dla nas dzisiaj najbardziej interesujący. Bliskim przykładem takiego podejścia są Węgry, gdzie w 2011 r. Fidesz przyjął tzw. narodowy program współdziałania, zakładający współpracę głównych instytucji publicznych, a zatem wykluczający tradycyjny podział i równowagę władz. Jednak kraj ten nie jest przesadnie potężny militarnie, a gospodarka przesadnie innowacyjna, do tego okazuje się coraz bardziej zależny od Rosji i Chin. Przykładem dalszym jest zatem Singapur, gdzie mamy mieszankę planowania strategicznego, silnych regulacji państwowych i silnego wolnego rynku (nie bez powodu Morawiecki i Kaczyński mówią, że cała Polska powinna być jak specjalna strefa ekonomiczna).

Czytaj też: Dwaj ludzie z szafy. Jak sobie radzić z inflacją pisowskich skandali

Merytokracja z przymrużeniem oka

Można by powiedzieć, że istnieją dwie główne różnice systemowe między Singapurem a Polską – jeśli nie liczyć różnic oczywistych, jak ta, że Singapur jest państwem-miastem, wyspą o klimacie równikowym i jednym z największych portów morskich na świecie.

To rządy prawa: według indeksu Banku Światowego Singapur zajmuje w tym obszarze czwarte miejsce na świecie – za Finlandią, Norwegią i Danią. Bez tego silna międzynarodowa pozycja tego kraju nie byłaby możliwa. Druga różnica to merytokracja – Singapur czasem uchodzi wręcz za jej synonim. Bez tego trudno byłoby o długofalowe planowanie strategiczne i sprawne państwo. W Polsce mamy głęboki kryzys praworządności, w wyniku którego Trybunał Konstytucyjny nie jest nawet w stanie zebrać się na posiedzenie. Mamy również głośną wypowiedź byłego rzecznika partii Radosława Fogla, że PiS nie zatrudnia ekspertów z rynku, ponieważ ich sposób myślenia o gospodarce i zarządzaniu jest sprzeczny z jego programem.

Jeśli jednak spojrzeć na sprawę w perspektywie systemowej, to w celach eksperymentalnych można by powiedzieć następująco. W Singapurze mamy rządy prawa i merytokrację, ponieważ wszyscy główni aktorzy najwyraźniej rozumieją i akceptują prymat polityczności – oto właśnie ustrój mieszany w praktyce. Jeśli zaś polskie sądy i służba cywilna miałyby opierać działanie na procedurach, z pominięciem wymogów polityczności – to należało je złamać. Z tego punktu widzenia PiS musiałby najpierw sformować nowe elity, które będą świadome politycznie, a dopiero następnie mógłby ewentualnie przyjąć zasady praworządności i merytokracji. W praktyce mamy miks instytucji, którym złamano kręgosłup, więc trwają półżywe (Trybunał Konstytucyjny), instytucji, które stały się partyjnym łupem i pęcznieją im budżety, ale niczego konkretnego się od nich nie oczekuje (być może większość przypadków), oraz instytucji, które mają realizować poważne zadania, w których rozwijają się wyspowe zalążki merytokracji, w rodzaju Polskiego Funduszu Rozwoju. Jest zatem ryzyko, że zamiast Singapuru możemy jednak dostać produkt bliższy Węgrom.

Wróćmy zatem do pytania z początku: czy przyszłość należy do ustrojów hybrydowych? Nie jest ono bezpodstawne, wiąże się bowiem z wyczuwalną potrzebą wzmocnienia władzy politycznej w warunkach niepewności. Co więcej, również Orbán czy Kaczyński sugerują, że przyszłość należy właśnie do nich, a nie do liberałów. Czynią tak wbrew krytykom, którzy nieco zbyt pospiesznie dostrzegają w narodowo-populistycznym modelu władzy jedynie kontroświeceniowe zapóźnienie – nieliberalny Singapur nie jest przecież ani kontroświeceniowy, ani zapóźniony. Rozważmy w tym kontekście następującą myśl: trudno sobie wyobrazić, żeby jakiś trybunał czy sąd najwyższy mógł zatrzymać zieloną transformację albo decoupling gospodarki od Chin. Jeśliby próbował uczynić coś takiego, to zaraz zostanie rozpędzony na cztery wiatry – może nie dosłownie, ale praktycznie. A jednak ów moment polityczności niekoniecznie będzie sygnałem nadejścia reżimów nieliberalnych. Może być raczej naturalną odpowiedzią porządku politycznego na nowe warunki niestabilności i wyzwania strategiczne. Idea łączenia silnej władzy centralnej i szerokiego zakresu wolności osobistych jest bowiem w pełni zgodna z ideami demokracji liberalnej. Jak pokazują ostatnie lata, liberalna władza również może być polityczna, a zachodnie demokracje też mogą prężyć muskuły. Aby zapewnić wolność i równość – potrzeba potęgi politycznej.

W istocie większość teorii liberalizmu politycznego zaczyna się właśnie od założenia, że władza polityczna gwarantuje bezpieczeństwo i pokój społeczny – a takie fundamentalne gwarancje otwierają następnie przestrzeń dla ludzkiej wolności indywidualnej i politycznej. John Rawls, XX-wieczny klasyk filozofii liberalnej, przyjmował pogląd, że sprawiedliwe społeczeństwo buduje instytucje publiczne zapewniające równe szanse obywateli w dostępie do określonych dóbr podstawowych, takich jak zdrowie, edukacja czy transport. W takich warunkach wolność może kwitnąć – ale zapewnienie ich jest wyzwaniem wymagającym wiele wysiłku politycznego, szczególnie w czasach niestabilności. Liberalno-demokratyczne partie polityczne mogą zatem mówić, że mają dwa wzmacniające się cele: stabilność i postęp. Z jednej strony powszechne bezpieczeństwo oraz wysoki standard instytucji publicznych. Z drugiej strony – indywidualna wolność i dynamiczny rozwój gospodarczy. Lepszej mieszanki jak dotąd nie wymyślono.

Czytaj też: Nie tylko „willa plus”. Na co jeszcze minister Czarnek rozdaje pieniądze

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną