Do rozpoczęcia spotkania jeszcze prawie godzina, a już niemal wszystkie miejsca siedzące na dole są pozajmowane. Trzeba będzie otworzyć wejścia na trybuny, chociaż i tam niedługo zrobi się komplet. Wedle szacunków organizatorów tego popołudnia przybyło do hali krakowskiej Wisły mniej więcej 4,5 tys. chętnych posłuchać, co mają do powiedzenia Donald Tusk i Rafał Trzaskowski.
Zazwyczaj spontanicznie, nikt się tutaj nie obnosi z partyjnymi emblematami. Platformerskich notabli można policzyć na palcach, ale też o tej samej porze na terenie całej Małopolski odbywa się kilkadziesiąt innych otwartych spotkań z wyborcami, w których biorą udział niemal wszyscy parlamentarzyści KO. Tutaj w Krakowie średnia wieku na sali jest raczej wysoka, wyraźnie przeważają siwe głowy. Trochę wbrew oficjalnemu szyldowi akcji #TuJestPrzyszłość. Chociaż publice bynajmniej nie brakuje werwy. Kiedy pojawią się obaj bohaterowie, faktycznie będzie można się poczuć jak we wnętrzu ula. Co też Tusk od razu podchwyci, bo terminologia pszczelarska akurat jest na fali. Dzień wcześniej zakończyła się konwencja PiS, dziwacznie ochrzczona przez Jarosława Kaczyńskiego mianem ula programowego.
Koincydencja czasowa obu zdarzeń była przypadkowa, niemniej podniosła rangę krakowskiego wystąpienia Tuska. Nie ulegało wątpliwości, że lider odniesie się do najnowszych obietnic rządzących. Szczególnie 800 plus, które co bardziej wyrywni komentatorzy zdążyli już ogłosić gamechangerem rozstrzygającym na korzyść PiS losy tej kampanii.
Szef Platformy zaraz po przywitaniu przeszedł więc do sprawy, ostrożnie dobierając słowa i wyraźnie zabiegając o precyzję wypowiedzi. Co zrozumiałe, bo jego komunikat okazał się w jakimś sensie wewnętrznie sprzeczny. Werbalnie Tusk zdystansował się od narzuconej przez PiS licytacji socjalnej, podkreślając jej szkodliwość i wzywając rywala do opamiętania się.