Niepotrzebny, kontrskuteczny, w fatalnym momencie. Ni stąd, ni zowąd rzecznik MSZ Łukasz Jasina wezwał prezydenta Zełenskiego do przeprosin za ukraińską czystkę etniczną na Wołyniu, zbrodnię ludobójczą na tamtejszej ludności polskiej podczas II wojny światowej. Rzecznik MSZ to nie minister spraw zagranicznych ani prezydent RP, ale wypowiedź poszła w świat. Zmusiła do negatywnej reakcji ambasadora Ukrainy w Polsce, który ostatecznie ją usunął. Prawdopodobnie na polecenie Kijowa. Władze Ukrainy wykazały się większą dojrzałością niż rzecznik. Moskwa zaciera ręce, bo słowa Jasiny można w jej propagandzie wykorzystać jako dowód pęknięcia w obozie władzy pisowskiej w kwestii ukraińskiej.
Rzecznik MSZ pogania Ukrainę
Wist rzecznika zbiegł się z objazdem głównych stolic europejskich przez prezydenta Zełenskiego i z jego udziałem w spotkaniu grupy G7 w Japonii. Kijów zabiega o wsparcie i pomoc w przeciwstawieniu się zbrojnej i bezprawnej agresji Rosji. Polska pod rządami PiS jest chwalona za swój udział w tej pomocy. Jej twarzą w polityce polskiej jest prezydent Duda. W tak ważnej sprawie oczekujemy koordynacji między kancelarią prezydenta a kancelarią premiera. W końcu prezydent RP na mocy konstytucji nadzoruje politykę obronną i zagraniczną. Każdy skok w bok rodzi podejrzenie, że koordynacja szwankuje, a to szkodzi spójności działania na odcinku wschodnim.
Co gorsza, rzecznik MSZ powinien wiedzieć, że za zbrodnię wołyńską