Kraj

PiS chciał odwołać marszałka ze Śląska. Polityczna pokazówka nie wyszła

Marszałek Jakub Chełstowski (po prawej) Marszałek Jakub Chełstowski (po prawej) Polska Press / East News
Fiasko próby odwołania Jakuba Chełstowskiego, marszałka województwa śląskiego. PiS przegrał 24 do 18! Można? Można. Nowa koalicja na Śląsku trzyma się mocno, a partia Jarosława Kaczyńskiego obraziła się na wynik.

Radni PiS z sejmiku województwa śląskiego od jakiegoś czasu kusili radnych Koalicji Obywatelskiej do wspólnego odwołania marszałka Jakuba Chełstowskiego, do listopada ubiegłego roku swojego partyjnego towarzysza i jednego z liderów formacji Jarosława Kaczyńskiego na Śląsku. W zamian deklarowali poparcie każdej innej kandydatury na marszałka.

Jeżeli marszałek Chełstowski był wcześniej zajadłym przeciwnikiem opozycji – i w sejmiku, i w ogóle – to może, wierzono, wróg naszego wroga... będzie sojusznikiem.

Scenariusz, który zrodził się pewnie w partyjnej piaskownicy, był taki: po odwołaniu znienawidzonego marszałka, więc i całego zarządu województwa, PiS wycofuje się z poparcia dla nowego. Wolta powoduje paraliż władzy w województwie – na co reaguje premier i powołuje zarząd komisaryczny. I w ten sposób PiS ponownie przejmuje województwo śląskie, które niespodziewanie dla siebie utracił 21 listopada 2022 r.

Ale sprawa się rypła, a było to tak.

Jak PiS kusił Koalicję Obywatelską

Wniosek o odwołanie zdrajcy zapowiedziano już tamtego pamiętnego dnia. Trzeba było trochę czasu, żeby otrząsnąć się po klęsce. No i znaleźć takie haki na swego byłego partyjnego kumpla, żeby przy okazji brud nie przyczepił się do partii jeszcze do niedawna rządzącej. Ostatecznie wniosek o usunięcie Chełstowskiego złożono w marcu tego roku.

Według Andrzeja Dziuby, prezydenta Tychów związanego z Ruchem Samorządowym „Tak! Dla Polski”, do jego złożenia namawiał Jarosław Wieczorek, wojewoda śląski. A kto na niego w partii naciskał, to już Bóg jeden wie... Mówi się, że sam prezes, który nie może przeboleć, że w dniach, w których nawiedzał Śląsk w towarzystwie setek policjantów i głosił wyświechtaną myśl: „Kto zwyciężą na Śląsku, ten zwycięża w Polsce”, PiS stracił władzę w prestiżowym województwie. To musiało zaboleć. Tylko czy da się odbić Śląsk przed wyborami?

Marszałka województwa można odwołać w tajnym głosowaniu 3/5 głosów, co w liczącym 45 radnych sejmiku śląskim oznacza poparcie 27 radnych. PiS ma 19 szabel. Przeciągnięcie na swoją stronę ośmiu radnych KO było więc od początku polityczną fantasmagorią, choć w koalicji nie brakuje osób, którym na widok Chełstowskiego nóż się w kieszeni otwiera. Zanim przeszedł na „dobrą stronę mocy” – przy pomocy wspomnianego prezydenta Dziuby i Arkadiusza Chęcińskiego, prezydenta Sosnowca, szefa „Tak!” na Śląsku – to opozycja najchętniej utopiłaby go w łyżce wody.

Teraz wybrano, jak to się mówi, mniejsze zło. Dla dobra Śląska, rzecz jasna.

Czytaj też: Poligon Ruda Śląska. Gorzka pigułka dla PiS

PiS odpłacił się Kałuży

Na czym więc polega gra PiS z odwołaniem Chełstowskiego? Wydaje się, że partia Kaczyńskiego chce się na Śląsku policzyć i zewrzeć lub wyczyścić szeregi. Szczególnie po przegłosowaniu pod koniec ubiegłego roku uchwały zobowiązującej nowy zarząd do wprowadzenia w regionie programu in vitro. W tym roku na dofinansowanie leczenia tą metodą województwo wyda 20 mln zł.

Za in vitro było 27 radnych, przeciw – dziewięciu. Po zliczeniu obecnych na sali wyszło, że „za” było dwóch radnych PiS. Przed listopadem tamtego roku w ogóle nie było do pomyślenia poddanie takiego projektu pod obrady sejmiku.

Wróćmy więc do czasu przewrotu, bo ma on niemały wpływ na próby odwołania Chełstowskiego. Do 21 listopada 2022 r. PiS miał jeden głos przewagi w sejmiku (23 do 22). Dał go Wojciech Kałuża, wybrany z list KO, który za fotel wicemarszałka sprezentował partii Kaczyńskiego władzę w newralgicznym regionie.

Zdrada oczywista, ale wobec wyborców o zdradzie politycznej nie powinniśmy już mówić, bo stała się standardem na naszej scenie. Dokładnie cztery lata po transferze Kałuży do PiS Chełstowski w towarzystwie jeszcze trzech innych radnych PiS opuścili partię i przeszli do Ruchu Samorządowego. To oszustwo wobec wyborców niewątpliwe – choć to nie oni bezpośrednio wybierają marszałka, tylko radni, a reszta to polityczny transfer. Wyborcy niebawem go ocenią.

Chełstowski pozostał marszałkiem z nadania koalicji KO-„Tak”!-PSL. Poprzednich wicemarszałków zastąpili nowi, choć już nie z partyjnego klucza. Poprzednicy, pozostając radnymi PiS, błyskawicznie zostali zatrudnieni w zarządach państwowych spółek: Tauron Ekoenergia, Tauron Inwestycje, Tauron Servis i w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. W niej to właśnie, najkorzystniej z nich wszystkich, wylądował Wojciech Kałuża – na stanowisku wiceprezesa spółki. PiS zasług nie zapomina.

Przez cztery lata razem z Chełstowskim kolegialnie ciągnęli ten samorządowy wózek. Nie jest więc łatwo, tworząc wniosek o odwołanie, obarczyć winą marszałka za to, co wspólnie robiono, nie wdeptując przy tym w brudną kałużę. Składając wniosek, Jan Kawulok, były przewodniczący sejmiku śląskiego z PiS, odebrał marszałkowi moralne prawo do sprawowania urzędu, bo reprezentuje ugrupowanie („Tak! Dla Polski”), które nie startowało w wyborach samorządowych. Stąd nie ma mandatu wyborców.

Problem w tym, że kiedy Kawulok wytykał partyjną zdradę Chełstowskiemu i zarzucał mu niewiarygodność, to obok stał i uśmiechał się Wojciech Kałuża. Stare, ale jare: punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. No i tupet – rzecz nieodzowna w takim numerze.

Czytaj też: PiS rozbiera województwo śląskie

Radni PiS się obrazili

Wnioskodawcy odwołania marszałka próbowali mu przypisać całe zło, jakie już wylazło lub wyłazi po czterech latach rządów PiS w województwie. Włącznie z aferą w Funduszu Górnośląskim – takiej wojewódzkiej skarbonce – który na zakupie masek w czasie pandemii stracił 14 mln zł. Przekręt wykryło CBA, sprawa jest rozwojowa i najpewniej zakończy się kilkoma aktami oskarżenia. Fundusz bezpośrednio podlegał marszałkowi Kałuży – on też wyznaczał swoich protegowanych na czołowe stanowiska. Chełstowski to nie moja bajka, ale w tym przypadku, jeżeli już coś mu można zarzucić, to brak nadzoru nad Kałużą, który już przecież dał się poznać z parszywej strony.

O tym wszystkim radni PiS mieli dowiedzieć się dopiero na sesji, kiedy partia traciła władzę. Również o popełnionych błędach i niewłaściwym nadzorze nad innymi spółkami wojewódzkimi. Wszystko było OK do czasu utraty władzy. Sami swoi. Tak to się wtedy kręciło... Stąd trudno było znaleźć sojuszników – nawet wśród wrogów Chełstowskiego – do współpracy w akcie jego odwołania. Okazuje się, że wróg naszego wroga niekoniecznie musi zostać politycznym sojusznikiem.

Ku zadziwieniu i rozgoryczeniu zainteresowanych. Dlatego opuścili salę jeszcze przed ogłoszeniem wyniku głosowania. Obrazili się. Tylko skąd wiedzieli, że przegrali?

Polityczny happening z odwołaniem marszałka Chełstowskiego musiał skończyć się porażką PiS. Lecz niezbywalnym prawem opozycji jest takich wniosków składanie. Szczególnie gdy dotyczą byłego lidera partii, który pozostał marszałkiem, a tymczasem oni, nie dość, że wystrychnięci na dudka, to jeszcze muszą szukać grosza po różnych Tauronach. Czy to nie jest bolesna ironia losu?

Czytaj też: Radny Kałuża. Żory płoną ze wstydu

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną