Kraj

Głosy Polonii pójdą do kosza? PiS załatwił sobie kolejny wyborczy bonus

Artykuł kodeksu wyborczego, który krytykuje RPO prof. Marcin Wiącek (a co od jakiegoś czasu sygnalizują organizacje pozarządowe i politycy opozycji), wyznacza komisjom wyborczym za granicą jedynie 24 godziny na policzenie głosów. Artykuł kodeksu wyborczego, który krytykuje RPO prof. Marcin Wiącek (a co od jakiegoś czasu sygnalizują organizacje pozarządowe i politycy opozycji), wyznacza komisjom wyborczym za granicą jedynie 24 godziny na policzenie głosów. Anna S. Kowalska / Polityka
PiS chciałby wykluczyć tę grupę obywateli, którzy mogliby przysporzyć głosów opozycji. Niestety zgodnie z prawem. W tej sprawie apeluje do marszałków Sejmu i Senatu RPO prof. Marcin Wiącek.

RPO prof. Marcin Wiącek sygnalizuje marszałkom Sejmu i Senatu, że przepisy kodeksu wyborczego łamią konstytucję, dyskryminując Polaków głosujących za granicą. I apeluje o zmianę prawa. Wszystko wskazuje na to, że nadchodzące wybory nie będą uczciwe, choć będą zgodne z prawem wyborczym. Bo to prawo jest nieuczciwe.

„Art. 230 § 2 Kodeksu wyborczego narusza istotę prawa wyborczego, która oznacza możliwość decydowania o sprawach publicznych oraz bezpośrednie sprawowanie władzy (art. 4 ust. 2 Konstytucji RP) poprzez udział w wyborach” – pisze do marszałków RPO Marcin Wiącek.

Artykuł kodeksu wyborczego, który krytykuje (a co od jakiegoś czasu sygnalizują organizacje pozarządowe i politycy opozycji), wyznacza komisjom wyborczym za granicą jedynie 24 godziny na policzenie głosów. Jeśli komisja się z tym nie upora – głosy mają być po prostu wyrzucone do kosza.

Czytaj też: PiS zmienia kodeks wyborczy w oderwaniu od realnych problemów

Przepis, który łamie konstytucję

Już sam pomysł, że kluczowe dla demokracji prawo obywatela/ki do głosowania może zależeć nie od jego/jej woli, a od sprawności działania komisji wyborczej w danym obwodzie za granicą, wydaje się kuriozalny. Ale – wbrew pozorom – nie uchwalił go sobie niedawną nowelizacją PiS, by utrudnić głosowanie Polonii, wśród której dominują jego przeciwnicy. Uchwalono go razem z całym kodeksem wyborczym w 2011 r., a więc za rządów PO-PSL. A do tego przepis, że Polacy za granicą nie mogą głosować korespondencyjnie. Dlaczego przez te 11 lat nikt nie zwrócił na to uwagi? Nie zaskarżył przepisu do Trybunału Konstytucyjnego, gdy ten jeszcze działał?

Choć, jak to mówią prawnicy, prima face (czyli na pierwszy rzut oka) widać, że ten przepis łamie konstytucję, poważne zagrożenie zaczął stanowić dopiero, gdy PiS uchwalił, że komisja wyborcza nie może się dzielić na podgrupy przy liczeniu głosów. Od początku było wiadomo, że cały skomplikowany ceremoniał, który będzie towarzyszył odczytywaniu każdego głosu, spowoduje, że liczenie potrwa kilka dni. W kraju przedłuży to jedynie oczekiwanie na wynik. Za granicą – pozbawi prawa do głosowania obywateli, którzy zagłosują w miejscach, gdzie jest dużo Polaków.

Czytaj też: PiS chce poprawić frekwencję, ale wśród swoich

Komisje przykościelne, „lex pilot” i PKW

PiS wprowadził więc dla siebie kolejny bonus wyborczy: wykluczy tę grupę obywateli, którzy mogliby przysporzyć głosów opozycji. Kolejny, bo w nowelizacji wprowadził w małych miejscowościach „komisje przykościelne” z dowozem mieszkańców okolicznych wsi (notabene wobec kryzysu zbożowego jego rachuby, że zagłosują na PiS, mogą się zdezaktualizować). Kolejny bonus to „lex pilot”, czyli obowiązek programowania pilotów telewizyjnych, dający pierwszeństwo stacjom rządowym. Wcześniej zaś (tymczasowo, akurat na czas kampanii wyborczej) odcięto wyborców bez anten satelitarnych od możliwości odbioru naziemnego stacji prywatnych, ze szczególnym uwzględnieniem TVN i jego „Faktów”.

A już na początku swoich rządów PiS zniósł niezależność Państwowej Komisji Wyborczej, likwidując, uważane za nowatorskie, prodemokratyczne rozwiązanie, że w jej skład wchodzą sędziowie, i to nie wskazywani przez władzę. Teraz Komisja składa się głównie z nominatów władzy. Do tego wykasował wymóg, by komisarzami wyborczymi byli sędziowie, choć władza demonstracyjnie wskazała do tej roli sędziów. A konkretnie neosędziów, którzy zawdzięczają jej karierę. Zaś członków każdej komisji wyborczej, a nawet obserwatorów z organizacji pozarządowych, akceptować będzie szef MSWiA.

W tej sytuacji przepis pozwalający wyeliminować głosy oddane za granicą daje PiS-owi kolejną przewagę już na starcie.

„Art. 230 § 2 Kw narusza istotę prawa wyborczego, która oznacza możliwość decydowania o sprawach publicznych oraz bezpośrednie sprawowanie władzy” – ocenia w piśmie do marszałków RPO Marcin Wiącek. I przypomina ostatni raport z obserwacji wyborów na prezydenta RP z 2020 r. przez Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (ODIHR) OBWE, pokazujący olbrzymie zainteresowanie Polonii – blisko 2 proc. głosujących w drugiej turze oddało głos za granicą.

RPO odwołuje się też do skarg, które dostał po poprzednich wyborach: najczęściej dotyczyły kłopotów z głosowaniem korespondencyjnym i w polskich placówkach dyplomatycznych.

Czytaj też: Można nagrać, ale trzeba zniszczyć

PiS wyrwał prawu wszystkie zęby

Po co PO-PSL wprowadziły możliwość uznawania legalnie oddanych za granicą głosów za nieistniejące? Trudno dziś dociec. Ale to kolejna sytuacja, gdy okazuje się, że przygotowały broń same na siebie. Kolejna, bo takich sytuacji, gdy uchwalano prawo, nie biorąc pod uwagę, że powinno być funkcjonalne i w dobrych, i w złych warunkach politycznych, jest multum. Ostatni przykład: rząd PO-PSL uparcie nie chciał znowelizować przepisów inwigilacyjnych, nawet w tym minimalistycznym zakresie, jaki wynika z orzeczenia TK. Więc PiS go wyręczył, wyrywając prawu wszelkie zęby.

Ale tym, którzy skłaniają się, by nie iść na wybory, bo „i tak będą oszukane”, warto przypomnieć, że w 1989 r. też były przeprowadzane przez niedemokratyczny reżim. A jednak zmobilizowały wielu, którzy nie chodzili na wybory pod sztandarem nieuczestniczenia w farsie. I wynik nie był farsą.

Czytaj też: Jak PiS zdobywa przychylność wyborców i ile to kosztuje

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną