Kraj

Kolorowe sny

Sen zajmuje podobno prawie połowę naszego życia.

Jedno z najbardziej znanych przemówień w historii zaczyna się od słów „I have a dream”. Martin Luther King wygłosił je po Marszu na Waszyngton w 1963 r. Śniło mu się, że pewnego dnia jego naród zacznie żyć według własnego credo: „uważamy za prawdę oczywistą, że wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi”. Minęło 60 lat, a sen nadal nie zmienił się w rzeczywistość.

Niemiecki filozof Walter Benjamin przestrzegał przed opowiadaniem na czczo tego, co nam się śniło. Świeżo obudzony pozostaje „pod czarem snów”, nie jest gotów, by zmierzyć się z realnym światem. „Na czczo człowiek mówi o śnie, jakby mówił przez sen”, poucza Benjamin. Ale opowiadanie sobie przy śniadaniu o tym, co nam się przyśniło, może być uznane za sposób budowania intymności, dzielenia się tym, do czego druga osoba nie ma dostępu.

Sny to opowieści bez jasnej struktury i narracji. Zasadzają się na nastrojach i emocjach, od euforii po przeraźliwy strach. Oto zbliża się wielki potwór z twarzą naszej pani od matematyki… A my rozkładamy ręce i – odlatujemy! Benjamin pisał: „język snu nie tkwi w słowach, lecz pomiędzy nimi”. Skupia się na tym, co poza kadrem, jak film, w którym pozornie nic się nie dzieje, a jednak oczarowuje nas muzyką, światłem, klimatem.

Opowiadanie snów bywa męczące dla otoczenia. Część osób na dźwięk słów: „och, muszę wam opowiedzieć, co mi się śniło”, natychmiast opuszcza pokój, by gdzieś przeczekać zawiłe opowieści. Opisywanie snów w utworach literackich to już prosta recepta na kicz. Wydawcy, którym trafia się tekst zaczynający się od majaków, zwykle prędzej czy później go porzucają.

Aczkolwiek pisarka Anaïs Nin pilnie sny notowała, jak zresztą większość jej pokolenia, zafascynowana naukami Zygmunta Freuda, a potem Gustawa Junga.

Polityka 16.2023 (3410) z dnia 11.04.2023; Felietony; s. 88
Reklama