Sprawcy niepoczytalnego nie można byłoby ukarać, bo skoro jest niepoczytalny – nie ponosi winy. Przynajmniej według europejskiego standardu sprawiedliwości. Dla sprawcy niepoczytalnego sprawiedliwy jest wyrok uniewinniający. Dla społeczeństwa, szczególnie w przypadku tak demonstracyjnie popełnionej zbrodni, wpisującej się w kontekst polityczny (atakowanie prezydenta Gdańska przez rządowe i prorządowe media), jedynym sprawiedliwym wyrokiem jest skazanie na najwyższą możliwą karę. Uznanie niepoczytalności zaś byłoby odebrane jako umniejszenie zła, które się stało.
Wyrok ze społecznego punktu widzenia sprawiedliwy
Sędzia Aleksandra Kaczmarek, uzasadniając wyrok, zaczęła od tego, że zbrodnia Stefana Wilmonta (skazany został też na utratę praw publicznych, więc jego nazwisko stało się jawne) ostatni precedens miała w przedwojennej Polsce: było to zabójstwo prezydenta Gabriela Narutowicza. Wyjątkowość zbrodni wymagała więc wyjątkowo surowej reakcji wymiaru sprawiedliwości. Sędzia Kaczmarek podkreśliła też, że oskarżony nigdy nie wyraził skruchy, nie przeprosił rodziny zamordowanego Pawła Adamowicza, nie żałuje czynu, przeciwnie: jest z niego dumny. Najwyraźniej jego motywacją było stać się sławnym. To zaś skłania do wniosku, że pozostanie groźny dla społeczeństwa nawet po wieloletnim więzieniu. Stąd zastrzeżenie, że może ubiegać się o warunkowe zwolnienie najwcześniej po 40 latach (będzie wówczas po siedemdziesiątce).
Wyrok ze społecznego punktu widzenia jest sprawiedliwy (choć wielu zwolenników kary śmierci pewnie uznałoby inaczej). Sąd odrzucił diagnozę niepoczytalności. Poszedł podobną drogą co sąd norweski, uznając za poczytalnego Andersa Breivika. W obu przypadkach mamy do czynienia z osobami, których stan przez część biegłych został oceniony jako niepoczytalność, więc powinny być internowane w szpitalu psychiatrycznym, a nie zamknięte w więzieniu. Ale opinia publiczna uznałaby, że „uniknęli kary”, że zbrodnia nie doczekała się sprawiedliwej, czyli surowej, odpłaty.
Więzienie czy szpital psychiatryczny?
Opinia publiczna nie bierze pod uwagę, że internowanie w szpitalu psychiatrycznym jest dla sprawców bardziej dolegliwe niż więzienie. Że w przypadku osób niebezpiecznych jest w zasadzie dożywociem, bo nikt ich raczej ze szpitala nie zwolni, bojąc się współodpowiedzialności za to, co skazany może zrobić na wolności. Wreszcie sami zbrodniarze, siedząc w więzieniu, czują się „bohaterami”. Siedząc w szpitalu psychiatrycznym – „wariatami”. Uznanie za niepoczytalnych odbiera im to, na czym zależy im najbardziej: dumę i sławę.
Stefan Wilmont jest – i raczej pozostanie – niebezpieczny, także za 40 lat, więc kara dożywocia jest z punktu widzenia ochrony bezpieczeństwa publicznego rozsądna. Ale gdyby uznać jego ograniczoną poczytalność i wymierzyć karę nadzwyczajnie złagodzoną – zapewne i tak nie wyszedłby po jej odbyciu na wolność, ale trafił do ośrodka w Gostyninie, dla tzw. potencjalnie niebezpiecznych, i tam dosiedziałby do śmierci.
Rozkręcanie nienawiści
Kontekst tego wyroku jest szczególny: zapadł niedługo po śmierci nastoletniego syna posłanki PO Magdaleny Filiks. Chłopiec zabił się po tym, jak rządowe media (PR Szczecin i TVP Info) opublikowały dane pozwalające zidentyfikować go jako ofiarę pedofila. Teraz zaś trwa akcja przerzucania winy za tę śmierć na jego matkę. Bez najmniejszej refleksji moralnej, bez poczucia odpowiedzialności, bez wstydu. Wyborcy PiS-u chętnie taką wersję przyjmują, bo potrzebują wiarygodnego uzasadnienia, dlaczego mimo wszystko popierają tę formacją polityczną.
Idą wybory, więc PiS i akolici rozkręcają nienawiść, która część ich wyborców uskrzydla. Niektórych uskrzydla do zbrodni.