Kraj

Willowanie plus, czyli jak PiS „wyrównuje szanse”

Minister Przemysław Czarnek, grudzień 2022 r. Minister Przemysław Czarnek, grudzień 2022 r. Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.pl
Mało kto zauważył, że Przemysław Czarnek wprawiał się do willowych konkursów na poligonie nauki i szkolnictwa wyższego. Miał zresztą prekursora w postaci Jarosława Gowina.

Kto by się spodziewał, że akcja „willa plus” zostanie uznana za wyrównywanie szans? Skoro jednak sam p. Morawiecki tak to ujął, to widocznie coś jest na rzeczy; jako aktualny premier i wiceprezes PiS na pewno wie, co w trawie (i nie tylko) piszczy. Wprawdzie wrocławska kuria arcybiskupia mogła tanio sprzedać grunty komukolwiek, ale w ramach wyrównywania szans wybrała właśnie przyszłego Handlarza Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym. Podobnie każdy obywatel mógł zakupić obligacje skarbu państwa, ale p. Morawiecki postanowił wyrównać własne szanse i korzystając z wiedzy niedostępnej dla innych, kupił rzeczone „papiery” wcześniej niż zwykli ludzie i nieźle na tej transakcji zarobił.

Mgr Przyłębska, urzędująca wraz ze swoim koleżeństwem przy al. Szucha 12a w Warszawie, też postanowiła wyrównać szanse p. Morawieckiego i uznała, że byłyby one nierówne bez uchylenia wymogu jawności majątkowej wobec jego małżonki. Tenże, znowu w ramach akcji wyrównywania szans, w prowadzeniu badań naukowych przyznał 80 mln na organizację instytutu imienia Kornela Morawieckiego (tj. papy p. Mateusza) na Uniwersytecie Wrocławskim.

Sam bezpośredni protoplasta Kolekcjonera Obligacji Skarbowych też wyrównywał szanse, godząc się na to, by ktoś głosował za niego w Sejmie. Obaj pp. Morawieccy, senior i junior, znaleźli nawet ogólne usprawiedliwienie dla swojej wyrównawczej aktywności w postaci powiedzenia: „nas nie interesuje prawo, nas interesuje sprawiedliwość”. Nie da się zaprzeczyć, że wyrównywanie szans jest elementem czynienia sprawiedliwości. Czasem dzieje się zgodnie z prawem, np. gdy osoba niepełnosprawna może podejść do kasy bez kolejki, ale czasem wbrew prawu czy też przez jego sprytne obejście, jak we wszystkich pięciu przypadkach związanych z pp. Morawieckimi, a wtedy mamy do czynienia z Prawdziwą Sprawiedliwością, która, by nawiązać do powiedzenia Mrożka, jest wtedy, gdy nie ma zwykłej.

Czytaj też: Program „willa plus”, czyli PiS ma plan B

Czarnek wyrównuje szanse

Pan Morawiecki rzucił hasło, ale głównym plenipotentem tzw. dobrej zmiany w procesie wyrównywania szans stał się p. Czarnek, minister edukacji narodowej i nauki, żeby było śmieszniej i jest, nawet bardzo. Rzeczony funkcjonariusz publiczny, wysoce ceniony na dworze Jego Ekscelencji Prezesa the Best (dowodem owacja na stojąco sprawnie wykonana w Sejmie na wezwanie p. Kowalskiego z Solidarnej Polski), został oddelegowany przez swoją partię do akcji „willowania plus”, tj. dystrybucji wielomilionowych środków na zakup willi przez organizacje pozarządowe.

Procedura jest taka. Po pierwsze, ogłasza się konkurs, którego uczestnikiem może być każda organizacja spełniająca określone warunki. Wnioski są oceniane przez ekspertów powołanych przez p. Czarnka, a w ostatnim etapie minister przyznaje (rozdziela) środki pomiędzy zwycięzców kompetycji. Ponieważ decyzje konkursowe są szeroko komentowane w środkach masowego przekazu, ograniczę się do krótkiej uwagi, że pieniądze przyznano, często wbrew opinii ekspertów, organizacjom związanym z PiS, np. kierowanym przez osoby pośrednio lub bezpośrednio związane z tą partią (lub promowaną przez nią ideologią). Szczególnie bulwersujące było to, że willa kupiona za „wygraną” w konkursie mogła być sprzedana po pięciu latach lub przejęta przez szczęśliwych wygranych. Po ujawnieniu afery okres ten wydłużono do 15 lat.

Nie tylko p. Czarnek ma zasługi w „willowaniu plus” – np. p. Gliński (Piotr), rządowy nadzorca (trudno go inaczej określić) od kultury, ma spore zasługi na tym polu. Sam Handlarz Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym też nie próżnuje w wyrównywaniu szans. Z jego inicjatywy powstał Fundusz Patriotyczny „Wolność po polsku”, z którego datków skorzystała Straż Narodowa, jedno ze stowarzyszeń działających pod egidą p. Bąkiewicza, znanego rycerza wolnościowego, kupując willę za 1,7 mln zł.

Czytaj też: Pic Glińskiego

Gowin dał przykład

Nauka nie jest przedmiotem nadmiernego zainteresowania mediów Polsce, a w konsekwencji także przeciętnego obywatela. Tedy mało kto zauważył, że p. Czarnek wprawiał się do willowych konkursów na poligonie nauki i szkolnictwa wyższego. Miał zresztą prekursora w postaci p. Gowina, szefa Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w latach 2015–20. W 2016 r. ogłosił on konkurs „Pomniki polskiej myśli filozoficznej, teologicznej i społecznej XX i XXI wieku” mający finansować: 1. publikację wzorcowych wydań pism polskich filozofów, teologów i myślicieli społecznych XX i XXI w.; 2. badania nad polską myślą filozoficzną, teologiczną i społeczną XX i XXI w. ze szczególnym uwzględnieniem jej związków z myślą europejską i światową; 3. zachowanie polskiej spuścizny filozoficznej, teologicznej oraz z zakresu myśli społecznej w domenie publicznej; 4. prace badawcze powiązane z digitalizacją zasobów źródłowych współczesnej polskiej filozofii, teologii i myśli społecznej.

Przyznano pięć grantów, w tym dwa na badania nad filozofią katolicką w Polsce (KUL i Akademia Ignatianum w Krakowie), jeden na opracowanie zapisków więziennych kard. Wyszyńskiego (Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie), jeden na badania nad totalitaryzmem (UJ) i jeden na wydanie pism językoznawczych Janusza Sławińskiego (Instytut Badań Literackich PAN).

Dwa pierwsze projekty w dużej mierze się pokrywały, a ostatni został tak uzasadniony, że owe pisma dotyczą filozofii języka. W sumie środki finansowe otrzymały trzy uczelnie katolickie, a wszystkie granty miały związek osobowy lub rzeczowy z myślą chrześcijańsko-konserwatywną. Odpadł m.in. projekt dotyczący filozoficznych poglądów Romana Ingardena – jeden z jurorów konkursu stwierdził, że filozof ten nie jest postacią pomnikową.

Ostateczną decyzję podjął p. Gowin. Wprawdzie nie opowiadał o wyrównywaniu szans, ale zestawienie proklamowanych zasad konkursu i jego wyników od razu wskazuje, że stosownie dobrany komitet ekspertów ułatwił podjęcie decyzji, co ma wartość pomnikową w zakresie polskiej myśli filozoficznej, teologicznej i społecznej, a co nie. Pan Gowin dbał o to, aby zrównać szanse teologii (ok. 600 głów w Polsce) jako odrębnej dziedziny z grupą nauk humanistycznych (kilkanaście tysięcy głów) oraz przez zmyślne przypisanie tej pierwszej jako przedmiotu, w którym specjalizują się czasopisma np. z historii matematyki. Zapytany, na jakiej podstawie wprowadza te bzdury (z punktu widzenia naukoznawstwa), równie dziarsko, co wadliwie odrzekł, że tego wymaga konkordat.

Czytaj też: Dolę odpalić trzeba. PiS jedzie na sterydach i głupio się tłumaczy

Władzy Czarnka prawo nie ogranicza

Pan Czarnek twórczo kontynuuje praktyki poprzednika, np. bardzo dba o to, aby naukowe czasopisma „katolickie” miały wysoką punktację, oczywiście w ramach Prawdziwie Sprawiedliwego wyrównywania szans. Chcąc przypomnieć sobie detale konkursu ogłoszonego przez p. Gowina, znalazłem dane o programach poświęconych dziedzictwu narodowemu i bez trudu skonstatowałem, że większość finansowanych projektów dotyczy spraw kościelnych, religijnych i związanych z ideologiczną tradycją prawicowo-konserwatywną.

Mało tego, wygląda na to, że p. Czarnek „dosypuje” pieniążki na projekty, które już wcześniej otrzymały środki od p. Gowina. Jeśli tak jest, to mamy do czynienia z jawnym pogwałceniem zasad finansowania przedsięwzięć naukowych. Pan Czarnek jest zapobiegliwy i rozumie, że trzeba zadbać o właściwą obsadę gremiów decydujących o przyznawaniu grantów. Do takich należy Narodowe Centrum Nauki (NCN). Szczególnie istotne jest to, kto zasiada w radzie NCN. Wedle ustawy o NCN tzw. zespół identyfikujący wskazuje 24 kandydatów na nowych członków rady, z których 12 ma zostać powołanych przez ministra edukacji i nauki w miejsce tych, których kadencja się kończy.

Zespół wykonał swoje zadanie w przewidzianym terminie, ale p. Czarnek nominował tylko jedną osobę, ignorując resztę – pozostałych 11 osób powołał w oparciu o listę przygotowaną przez nowy zespół identyfikujący, który nie miał prawa tego uczynić. W otoczeniu p. Czarnka powstała koncepcja, że jego ministerialne władztwo nie może być ograniczone żadnymi przepisami, nawet ustawowymi. Zważywszy że organ państwowy ma tyle kompetencji, ile mu przyznaje prawo, władztwo p. Czarnka jest równie bezpodstawne co niczym nieograniczone prerogatywy p. Dudy, np. mające naprawiać błędy popełnione w trakcie nominacji sędziów.

Skład rady NCN dlatego jest ważny dla p. Czarnka, że ona przedstawia ministrowi kandydata na stanowisko dyrektora Centrum. Można zatem się spodziewać, że rada zasugerowana przez „nowy” zespół identyfikujący wskaże takiego pretendenta, który będzie miał taki pogląd na wyrównywanie szans w nauce jak p. Czarnek, inspirowany przez p. Morawieckiego. Pan Czarnek bez ogródek i w prostych żołnierskich słowach wyraził swoje podstawowe principium przy „willowaniu plus” (można przypuścić, że niedługo znajdzie ono aplikację przy rozdzielaniu grantów przez NCN). Oto ono: „Podstawowe kryterium, jakie było: nie dajemy pieniędzy lewakom i komunistom, bo to jest sprzeczne z konstytucją”. Wyeksponował też zasady swego władztwa: „Kiedy ustanowiliśmy program, w ramach którego 40 mln zł przekazaliśmy organizacjom pozarządowym, opublikowaliśmy dostępny dla wszystkich komunikat. Jest w nim informacja, że minister edukacji może powołać ekspertów, ale decyzje podejmuje sam. Bo ekspert przekazuje opinię. A decyzję podejmuje minister”. Jasne jak słońce i proste jak parasol.

Czytaj też: MEiN, czyli nowy prywatny fundusz dla Kościoła

Stronniczy sędzia nie odgwizduje karnego

Wracając do zaznaczonego wyżej terminu, w którym można zbyć nieruchomość nabytą dzięki funduszom przekazanym (czytaj: darowanym w ramach wyrównywania szans), p. Czarnek wyjaśnił: „Poruszone fundacje same zawnioskowały i podpisują aneksy do umów, zgodnie z którymi nie będą mogły zbyć nieruchomości przez 15 lat”.

Wygląda jednak na to, że fundacje czynią to nie tyle same z siebie, ile zostały przez kogoś lub coś poruszone, najprawdopodobniej przez sugestie dobrozmiennych czynowników, aby nie drażnić nadmiernie opinii publicznej przez zbyt nachalnie przyjęte zasady wzbogacania się poprzez sprzedaż nieruchomości.

Zresztą 15 lat może okazać się fikcją, bo nieruchomość można wydzierżawić, użyczyć itd. Niewykluczone, że aneksy okażą się nieważne, bo brakuje im jakiegoś podpisu, są niezgodne z zasadami współżycia społecznego (np. nie mogą ograniczać możliwości działań charytatywnych) itp., a w ostateczności zawsze można liczyć na to, że jakiś następca (następczyni) mgr Przyłębskiej zarządzi rozpatrzenie wniosku o uznanie, że owe nieszczęsne aneksy są sprzeczne z konstytucją, bo ograniczają prawa obywatelskie.

Pojawiły się też bardziej stonowane usprawiedliwienia dla „willowania plus”. Pan Soboń, rutynowany dobrozmienny agitator, argumentował, że przecież wszystko jest w porządku, bo dokumenty i protokoły są jawne, a przeto intencje darczyńców i beneficjentów są krystalicznie czyste. W konsekwencji, skoro np. eksperci zrobili swoje w materii oceny wniosków, a p. Czarnek swoje w materii podejmowania decyzji, to transparentność i rzetelność została zachowana i nie ma powodów do stawiania jakichkolwiek zarzutów.

Używając słowa „stonowany”, pomijam zachowanie p. Sobonia, który wrzeszczał, przedstawiając swoją argumentację, nie kończył swoich tyrad i ciągle innym przerywał – to chyba efekt specjalnej tresury dobrozmieńców przed publicznymi wystąpieniami. Uspokoił się, gdy został zapytany, czy będzie głosował za odstępem 500 m, czy 700 m od wiatraków do domów mieszkalnych. Odrzekł z melancholijnym spokojem, że jest za kompromisem w tej materii, tj. chyba poprawką, że powinno być 600 m.

Na razie p. Suski takowej nie zgłosił (opowiada się za 700 m), natomiast silnie zaznaczył swoje władztwo, zapowiadając, że wyprosi aktywistkę działającą na rzecz tzw. zielonej energii z posiedzenia komisji sejmowej.

Wracając do p. Sobonia i innych obrońców „willowania plus”, np. p. Sellina i p. Szrota, ich argumentacja jest podobna: stronniczy sędzia piłkarski jest w porządku, ponieważ nie odgwizdując karnego za ewidentny faul zawodnika faworyzowanej przez siebie drużyny, postąpił całkowicie transparentnie i rzetelnie, tj. nie ukrywał tego, że nie użył gwizdka.

Czytaj też: Duda i Morawiecki. „Dobre twarze PiS”? To groźny mit

Minister jak gwiazda estrady

Partie opozycyjne zgłosiły wniosek o odwołanie p. Czarnka z funkcji ministra. Głównym powodem jest afera „willa plus”. Moim zdaniem powodów jest znacznie więcej, w szczególności to, że p. Czarnek jawnie narusza prawo. Pomijając nadciągający kryzys w związku z rezygnacją sporej liczby nauczycieli z pracy w szkołach podstawowych i średnich, promuje obniżenie standardów w świecie akademickim. Ktoś może powiedzieć, że naukowcy nie są aniołami i sami mają sporo za uszami przy staraniu się o granty i w ich dystrybucji. To prawda, ale zaufanie do procedur konkursowych jest kamieniem węgielnym poprawnego funkcjonowania naukowców, co jest systematycznie niszczone przez tzw. dobrą zmianę, a szczególnie przez p. Czarnka.

Jego ideologiczna stronniczość i związana z tym hojność osiągnęła Himalaje, a już po ujawnieniu „willowania plus” okazało się, że p. Przemko z Czarnkowa (pozwalam sobie na mały żarcik frazeologiczny) przyznał sowitą dotację szkole kierowanej przez swego szwagra.

Naukowcy jeszcze bronią się przed (jedyno)władztwem obecnego szefa resortu edukacji i nauki, ale ich szanse są marne, zważywszy na chroniczny brak pieniędzy (subwencje dla uczelni na 2023 r. nie są jeszcze ustalone, być może z powodu „willowania plus”) i powolność gremiów opiniodawczych nominowanych przez p. Czarnka w wydatkowaniu publicznych funduszy.

Wniosek o jego dymisję zostanie zapewne oddalony, na co może wskazywać wspomniana klaka zainscenizowana w Sejmie przez p. Kowalskiego, w której entuzjastycznie uczestniczyła większość posłów i posłanek Zjednoczonej Prawicy, a sam zainteresowany (tj. p. Czarnek) zachował się jak prawdziwa gwiazda estrady, np. Zenek Martyniuk w trakcie Sylwestra marzeń. Pan Terlecki oświadczył: „oczywiście obronimy naszego ministra”. Dzierżawczy określnik „naszego” jest decydujący, bo przecież trudno by znaleźć kogoś „równie naszego” niż p. Czarnek, zwłaszcza gdy wytyka opozycji: „Kłamiecie, kłamiecie i kłamać będziecie. Nie macie prawa w związku z tym mierzyć nas swoją bandycką, złodziejską miarą”, przebijając tym samego Jego Ekscelencję.

Ma on (p. Przemko) zresztą duże poważanie w elektoracie PiS, np. mój ulubiony fizyk jąder atomowych (sam się tak przedstawia) prof. Rafał Broda napisał: „Prof. Przemysław Czarnek jest najlepszym ministrem Edukacji i Nauki, ponieważ zainicjował wreszcie proces odwracania wcześniejszej destrukcji edukacji młodzieży, którą objęto całe pokolenie”. Cóż, zgodnie z łacińskim porzekadłem: barba non facit philosophum (broda nie czyni mędrcem).

Czytaj też: Czarnek musi odejść? Jeśli teraz, to tylko pod jednym warunkiem

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną