Kraj

Lex pilot, czyli wsparcie dla TVP. Czy w Polsce PiS działa już Ministerstwo Prawdy?

Protest w obronie wolnych mediów. Luty 2021 r. Protest w obronie wolnych mediów. Luty 2021 r. Martyna Niecko / Agencja Wyborcza.pl
Rząd PiS uśmiecha się od ucha do ucha, głosząc, że Polacy będą mieli dostęp do „ulubionych programów”, a w podróży nie będą już musieli poszukiwać ich w czeluściach listy dostępnych kanałów. Gdyby nie bezczelność tego „tłumaczenia”, byłoby to nawet zabawne.

Czy w Polsce PiS działa już Ministerstwo Prawdy? Wygląda na to, że tak. Pomysłowość rządowych speców od propagandy zadziwia. Żeby wymyślić coś takiego, trzeba i tupetu, i fantazji. Otóż przy okazji prac nad dostosowaniem polskiej ustawy „Prawo komunikacji elektronicznej” do wymagań dyrektywy UE „Kodeks łączności elektronicznej” rząd postanowił „wrzucić” do procedowanego obecnie w Sejmie pakietu przepisów kuriozalną ingerencję w ustawę o radiofonii i telewizji.

Zgodnie z projektem zmieniony ma zostać art. 43 tej ustawy – w sposób, który narzuca operatorom dostarczającym sygnał telewizyjny obowiązek odpowiedniego „wyeksponowania” w „elektronicznych przewodnikach po programach” (czyli w pilotach telewizyjnych) pięciu stacji rządowych: TVP1, TVP2, TVP3, TVP Info oraz TVP Kultura. Kolejne dziesięć (wedle wcześniejszej wersji: 30) pozycji na pilocie ma zaprojektować (po konsultacjach społecznych) Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, czyli organ całkowicie kontrolowany (podobnie jak media publiczne) przez PiS.

Lex pilot. Ulubione kanały Polaków

23 stycznia opozycja próbowała na posiedzeniu plenarnym odrzucić w całości projekt ustawy „Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo komunikacji elektronicznej”, co, rzecz jasna, nie mogło się udać. W poniedziałek 6 lutego ma się natomiast w sprawie projektu wypowiedzieć komisja cyfryzacji, innowacyjności i nowoczesnych technologii. Choć jej szefem jest Jan Grabiec z PO, nie należy się spodziewać sensacji. Dobrze, jeśli zaproponowane zostaną przynajmniej jakieś poprawki łagodzące horrendalny projekt.

Rząd uśmiecha się od ucha do ucha, głosząc, że dzięki nowelizacji ustawy wszyscy Polacy będą mieli dostęp do „ulubionych programów”, a w podróży nie będą już musieli poszukiwać ich w czeluściach listy dostępnych kanałów. Gdyby nie bezczelność tego „tłumaczenia”, byłoby ono nawet zabawne. Rząd sankcjonujący przepisem prawa, które programy są przez obywateli „ulubione”? A to ci heca!

Ciekawe, czy ministrowie i posłowie PiS w ogóle zdają sobie sprawę, jak absurdalne jest we współczesnym świecie narzucanie ludziom, co mają oglądać w telewizji. Swoją drogą, politycy PiS muszą mieć bardzo niskie mniemanie o swoich wyborcach, jeśli wyobrażają ich sobie jako bezwolnych i bezmyślnych do tego stopnia, że nie poszukają pilotem żadnej innej stacji i pozwolą sobie wcisnąć programy TVP. Inna sprawa, ile w tym mniemaniu prawdy.

Sens i cel projektu są jednoznaczne i oczywiste. Zbliżają się wybory, a media publiczne będą, jak zawsze za rządów PiS, nosicielem brutalnej i zmasowanej propagandy rządowej oraz kampanii nienawiści skierowanej przeciwko Donaldowi Tuskowi i opozycji. Jako że wielu ludzi faktycznie (i niestety) niezbyt się przejmuje tym, jaki program informacyjny „się włączył”, łączna oglądalność kanałów telewizji publicznej, wraz z emitowanymi przez nie programami propagandowymi, po wprowadzeniu obowiązkowego programowania pilotów z pewnością wzrośnie. O ile? Trudno powiedzieć. Jest to jednak kolejny sposób na manipulowanie wyborcami. Równie niebezpieczny co organizowanie im dojazdów do lokali wyborczych, co planuje się w ramach nowelizacji kodeksu wyborczego. No bo jak tu głosować przeciwko władzy, skoro ona tak pięknie prosi i jeszcze autobusem nas wozi?

Google by na to nie pozwolił

Przeciwko „lex pilot” protestują politycy opozycji, stacje telewizyjne, Polska Izba Komunikacji Elektronicznej i eksperci. Dwóch profesorów prawa – Piotr Bogdanowicz i Stanisław Piątek – sporządziło na zlecenie TVN miażdżące ekspertyzy. Wypowiedział się również rzecznik praw obywatelskich, oświadczając, że projekt „ogranicza konstytucyjną wolność środków społecznego przekazu oraz wolność pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Jego celem nie jest zagwarantowanie pluralizmu mediów, lecz zapewnienie przewagi przekazu nadawcy państwowego. Ponadto projekt ogranicza konstytucyjną wolność działalności gospodarczej”.

Do słów RPO prof. Marcina Wiącka można jeszcze dodać, że absurdalny projekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji narusza zasady równego traktowania podmiotów gospodarczych i mediów, jak również ingeruje w swobodę zawierania umów. Oprogramowanie pilota jest bowiem częścią oferty przedsiębiorcy, który ma prawo kształtować ją na zasadach wolnej konkurencji, a prawem klienta jest skorzystać z danej oferty bądź nie, zawierając odpowiednią umowę lub też wybierając sobie innego dostawcę danego typu usługi.

Żeby uświadomić sobie skalę manipulacji i paternalizmu, których dopuszcza się tutaj rząd, warto wyobrazić sobie ewentualność analogicznej interwencji w internet. Mógłby to być np. nakaz skierowany do dostawców „usług wyszukiwania”, aby w wynikach pokazywały się na pierwszych miejscach strony polskich instytucji publicznych, łącznie z mediami. Już widzę, jak Google i YouTube „lecą” i promują TVP i komunikaty rządowe. Wpiszesz „Donald Tusk”, a Google ci na to: „für Deutschland!”.

Czy Google pozwoliłby na coś takiego? Czy pozwoliliby Amerykanie? No właśnie. W tym cała nadzieja, że tak jak w przypadku „lex TVP” zadzwonią z ambasady USA i przywołają harcowników z Nowogrodzkiej do porządku. Jak to dobrze, że Polska nie jest tak do końca suwerenna i jest jakaś „zagranica”, która może powstrzymać „suwerenność” bezczelnych i autorytarnych rządów.

Wszechstronne analizy konsekwencji (łącznie z ekonomicznymi) wprowadzenia projektowanych zmian można przeczytać na specjalnie założonej w tym celu przez Polską Izbę Komunikacji Elektronicznej stronie lexpilot.pl.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną