Połowy na seszelach
„Pani jest od dzisiaj moją idolką!”. Jak polscy politycy łowią młodych na TikToku
„Przepraszam, czego pan słucha?” – od takiego pytania do Donalda Tuska, zmierzającego szybkim krokiem do Sejmu i ze słuchawkami w uszach, zaczyna się jeden z jego najpopularniejszych filmików (2,4 mln wyświetleń). „Sanah, »Da Bóg kiedyś zasiąść w Polsce wolnej«” – cytuje lider PO i pędzi w kierunku parlamentu. Nie trzeba dodawać, że kolorowa Sanah gra dziś głównie dla młodzieży. Tego rodzaju niby-spontaniczne „sondy uliczne” to znany tiktokowy format. I choć materiał byłego premiera polubiło prawie 90 tys. osób, w komentarzach dominują złośliwości: „Chyba hymnu Niemiec słucha”. Nauki Jacka Kurskiego nie poszły w las.
Bo TikTok to nie spotkanie z partyjnymi działaczami i ze sprawdzaną listą obecności, lecz żywo reagująca przypadkowa widownia. Do innych aplikacji i platform społecznościowych jest niepodobny: to nie folwark w stylu Twittera, zwłaszcza odkąd Elon Musk przejął tu stery, i nie Facebook czy Instagram Zuckerberga z „bańkami” złożonymi z osób podzielających nasze poglądy. Przeglądanie TikToka to generalnie pasywne doświadczenie oglądania filmów wyprodukowanych przez ludzi, którzy nie są naszymi przyjaciółmi czy znajomymi.
Globalnie TikTok wysforował się na pierwsze miejsce wśród aplikacji społecznościowych, bo ma i tę cechę, że bardzo mocno „wciąga” użytkownika, potrafi go na długo zatrzymać. Działa koncepcja zapętlenia – jeden krótki klip odtwarza się w nieskończoność, dopóki go sami nie zatrzymamy. Z danych TheNetworkEC wynika, że użytkownicy TikToka spędzają na nim średnio 25,7 godzin w miesiącu. Użytkownicy Facebooka poświęcają mu średnio 16 godzin, Instagrama – 7,9 godziny, WhatsAppa – 7,8.
TikTok ceni performens. A zarazem autentyzm.