Kraj

Z tarczą czy na tarczy

Władza tak się puszy swymi sukcesami, że sama sobie stawia pomniki i budowle na cześć, a skalą zacznie dorównywać propagandzie 19. dynastii egipskich faraonów.

Syn ściąga majtki ze sznurka do suszenia. Na razie głównie ze sznurka, a nie z koleżanki czy kolegi, bo pokolenie digitarianów długo rozkoszy doznaje tylko na ekranach urządzeń mobilnych. Niedługo rodzice boomerzy będą musieli wzywać nastolatków wychowanych w czasach szkolnej rewolucji teamsów na poważne rozmowy o seksie: „Synkucórkoosobo, martwię się, już niedługo matura, kasztany, a ty jesteś wciąż dziewicą, w twoim wieku, to ja na stole tańczyłam, weź się ogarnij, dasz radę, wierzę w ciebie, o, tu mam taki wegański lubrykant”. Patrzymy na bieliźnianą metkę. „Wiskoza zrównoważona”, czytam dziecku na głos. Fundacje pouczają matki, by czytały dzieciom na głos, no to czytam prócz mitów greckich również metki, z których płynie nauka. Widzisz, Kubusiu, przynajmniej wiskoza jest w Polsce zrównoważona, może ma dobrze leki dobrane.

Po co nas dwoje do jednego prania? Trwa szkolenie. Uczę syna prać ręcznie. Umiejętność przydatna podczas zimowisk, obozów tudzież przygód ze zgubionym bagażem, kiedy to radośnie lądujesz na wymianie uczniowskiej w Palermo, ale twoja walizka właśnie zwiedza Rzym, robiąc sobie słitfocie z Neptunem w fontannie di Trevi. Patriarchat, jak piasek na Pustyni Nubijskiej, dostaje się w każdą szczelinę naszego życia. Np. w pranie. Wciąż na świecie żyją ludzie, którzy oczekują, że pranie w domu „się zrobi”. Gdy kiedyś usłyszałam od syna pytanie: „czy wysuszył się już mój dres”, zrozumiałam, że wszystko w rękach rodziców. Albo nauczymy mężczyzn samodzielności, albo będą ofermami, które brudne spodnie podrzucają żonie.

Gdy tak pochylaliśmy się nad umywalką, w której wodach dryfowały ciemne wodorosty synowskiej bielizny, ogarnął mnie ból tęsknoty za tatą. Prania ręcznego, właśnie w umywalce, uczył mnie ojciec.

Polityka 4.2023 (3398) z dnia 17.01.2023; Felietony; s. 94
Reklama