Kampania wojenna
Kampania głupia i brudna. PiS poluje na Tuska, opozycja szykuje sobie masakrę
Początek kampanii przed wyborami do Senatu i Sejmu zbliża się jak ostrze gilotyny. Przez trzy najbliższe miesiące rządząca prawica i opozycja muszą się ostatecznie zdecydować, w jakim szyku i pod jakimi hasłami pójdą na wybory, które znów, jak to zbyt często w Polsce, rozstrzygną o wszystkim. W tym czasie Kaczyński musi pokonać generała Zimę (który, jak do tej pory, okazał się słabszy, niż wszyscy sądzili), poradzić sobie z Ziobrą, a także uzyskać pierwszą transzę lub choćby pierwszą obietnicę pieniędzy z KPO.
Opozycja musi skończyć z obecnym dryfem, który prowadzi ją prosto na rafę co najmniej czterech pokłóconych ze sobą wyborczych list (PO, Hołownia, PSL, Lewica). A taki jej kampanijny szyk dałby Kaczyńskiemu albo szansę utrzymania władzy, albo taką przegraną, która uniemożliwiłaby opozycji złamanie politycznej i finansowej potęgi PiS i bezpieczne, skuteczne rządzenie.
Niemiecko-rosyjski straszak
Jarosław Kaczyński rozpoczął kampanię wyborczą już w ubiegłym roku. Zdecydował, że 2023 r. będzie czasem polowania na Tuska z antyniemiecką nagonką.
Hasło „rząd polski kontra rządy niemieckie” zaczęło być w propagandzie obozu władzy ćwiczone w różnych wersjach, w odniesieniu do całej III RP. Wszystkie niepisowskie rządy po 1989 r. służyły – jak to wyraził Kaczyński – „przeprowadzeniu Polski spod rosyjskiego buta pod but niemiecki”. W 2023 r. wygrana Tuska z Kaczyńskim oznaczałaby „obalenie polskiego rządu i powrót rządu niemieckiego” (cyt. za Michałem Karnowskim). Według Kaczyńskiego i jego propagandzistów „Polacy będą mieli w wyborach 2023 r. prosty wybór: głosować na Polaków albo na Niemców”.
Jeśli obozowi rządzącemu uda się przed wyborami wyciągnąć z UE choćby jedną transzę środków z KPO, „Niemcy” zostaną w propagandzie władzy oddzielone od „skutecznie rzuconej przez nas na kolana Unii”, atakowanej wówczas z mniejszym natężeniem.