Z powodu nieprzyjaznych działań UE rząd PiS utknął w epoce kamienia milowego; a raczej kupy kamieni, które są mu rzucane pod nogi. Minister Ziobro uważa, że wciskanie Polsce takiej kupy (a w przyszłości dodatkowo także miliardów euro w ramach KPO) to niemiecki szwindel zagrażający suwerenności Polski, dlatego jest za odrzuceniem kamieni do Brukseli. Premier Morawiecki jest za ich przyjęciem, bo uważa, że dzięki temu skończyłaby się prymitywna epoka kamienia i można by rozpocząć jakiś bardziej nowoczesny okres.
Prezes Kaczyński jako wybitny strateg, mający opracowane w głowie kilkanaście ruchów do przodu i do tyłu, jednego dnia jest za odrzuceniem kamieni, a drugiego przeciw. Z kolei Andrzej Duda wykonał jedyny ruch, jaki ma opracowany, tzn. obraził się, że się go w sprawie kamieni pomija i nie informuje. Następnie ogłosił, że jest ustaleniami rządu i Brukseli zaniepokojony i nie ma zamiaru tych ustaleń zaakceptować do czasu, aż się nie uspokoi i nie uzna, że są do zaakceptowania.
Problem z kamieniami polega na tym, że rząd PiS wynegocjował je z UE, ale nie zdążył wynegocjować sam ze sobą, na skutek czego obecnie nie jest w tej sprawie przez samego siebie popierany. Nie do końca popierany przez rząd jest także sam premier; ministrowie i wiceministrowie Solidarnej Polski popierają wprawdzie wszystkie słuszne decyzje Morawieckiego (np. decyzję o powołaniu ich na stanowiska), ale nie kryją, że z powodu antypolskiej polityki tego miękiszona i małego kłamliwego banksterka w sprawie kamieni są przeciwni jego decyzji o pozostawaniu na stanowisku premiera.
Chcąc rozładować kryzys w sprawie kamieni, rząd Morawieckiego przed Bożym Narodzeniem rozpoczął negocjacje z samym sobą w celu uzyskania poparcia dla własnych działań. Z jednej strony rząd reprezentuje w rozmowach premier Morawiecki, z drugiej jego podwładny minister Ziobro.