Polak na spalonym
PiS zostawia za sobą spaloną ziemię. Sadura i Sierakowski o największych lękach Polaków
ŁUKASZ LIPIŃSKI: – W waszym raporcie piszecie: „świat, jaki dotąd znaliśmy, zniknął i już nigdy nie będziemy mogli być pewni, że wróci”. Żyjemy w świecie totalnej niepewności?
SŁAWOMIR SIERAKOWSKI: – Widzę tu analogię do drugiej wojny światowej, co ma coraz większy sens nie tylko ze względu na bestialstwa Rosjan i globalny wymiar obecnego konfliktu. Pokolenie, które przeżyło tamtą wojnę, nigdy już nie mogło odzyskać poczucia bezpieczeństwa. Najpierw spodziewało się trzeciej wojny, a potem kierował nim imperatyw „nigdy więcej wojny”. Tak doszło do powstania Unii Europejskiej, chodziło tu o pokój, a nie o dobrobyt czy demokrację. Teraz też jest tak, że za mojego życia już nikt się tak bezpiecznie nie poczuje jak przed pandemią i wojną na Ukrainie.
PRZEMYSŁAW SADURA: – Nabijaliśmy się z pojęcia „końca historii” Francisa Fukuyamy, ale tak naprawdę czuliśmy, jak by ta historia się dla nas skończyła. Z problemami, ale weszliśmy do NATO, weszliśmy do UE i nawet jeśli coś się działo, to na peryferiach. A tutaj dostajemy jedno trzęsienie ziemi za drugim: pandemia, wojna, kryzys uchodźczy, inflacja, kryzys energetyczny i końca nie widać. Historia wróciła i to w najgorszym rozumieniu, chińskie przekleństwo „obyś żył w ciekawych czasach” nagle się zrealizowało.
W waszym raporcie uderzyło mnie to, że Polacy już niespecjalnie w cokolwiek wierzą i niespecjalnie komukolwiek ufają. Kiedyś wierzyliśmy w naród i rodzinę, a między nimi rozpościerała się „próżnia socjologiczna”. Teraz nie ufamy nawet rodzinie.
PS: Brak zaufania to nasz sport narodowy. Bijemy rekordy niskiego zaufania do państwa, instytucji publicznych, współobywatela. Pandemia uderzyła też w ostoję bycia z innymi, czyli rodzinę.