Ryzyko czarnych scenariuszy
PiS pogodzi się z Brukselą? To może być podpucha. Opozycja też ma kłopot
Kompromis z Unią może pogrążyć i tak już chwiejną jedność prawicy, przekreślając szanse na trzecią kadencję. Należy też przyjąć, że jakaś część prawicowego elektoratu naprawdę wzięła sobie do serca ponure przestrogi Ziobry przed „transferem suwerenności do Brukseli” i w unijnych srebrnikach dostrzega przede wszystkim narzędzie zniewolenia.
Mniej oczywiste wydają się z kolei rozterki zwolenników opozycji, a przynajmniej ich części. W pierwszej chwili mogą się wręcz wydawać trochę niezrozumiałe. W końcu prawicowo-populistyczny rząd po raz pierwszy został tak mocno dociśnięty do ściany – i to głównie przez skutki swojej własnej polityki! – że oto skruszony udaje się do unijnej Canossy, wręcz łasząc się o wznowienie negocjacji. Teraz tylko czekać, jak z podkulonym ogonem będzie potwierdzać kolejne „kamienie milowe”, odkręcając swoją flagową „reformę” i odwieszając represjonowanych sędziów. Co przy okazji skutkować będzie kolejnymi konfliktami Zjednoczonej Prawicy, być może nawet rozpadem koalicji. Jednym słowem dla opozycji to same korzyści. A przecież trzeba jeszcze dorzucić do rachunku korzyść wspólnotową w postaci transferu grubych miliardów euro w trudnych czasach. A więc wszystko jasne? Otóż niekoniecznie.
Dopóki jest ta władza, żadnej kasy?
Na początek warto odnotować ogólny sceptycyzm po opozycyjnej stronie co do tego, czy PiS faktycznie dojrzał do kompromisu z Komisją Europejską. Często słychać, że to kolejny podstęp, typowa podpucha Kaczyńskiego, marna ustawka. Po to, aby stworzyć suwerenowi iluzję, że odpowiedzialna władza do samego końca zabiega o należne pieniądze, ale ostatecznie zła Bruksela raz jeszcze pokaże nam figę. Z czego następnie PiS zrobi swój kampanijny lejtmotyw i wszystko zostanie po staremu.