Minister od przeskakiwania
Na krętych ścieżkach kariery w PiS. Kim jest nowy minister Szynkowski vel Sęk?
Zanim przejął nadzór nad polityką europejską, jako wiceminister spraw zagranicznych działał przez kilka lat m.in. na odcinku niemieckim. Czyli w miejscu wręcz idealnym, aby liznąć podstaw godnościowej dyplomacji oraz wyostrzyć język. I choć Szymon Sękowski vel Sęk nie ma temperamentu politycznego radykała ani nawet nie uchodził za mistrza ciętej riposty, mimo wszystko nieźle sobie radził. Dzielnie bronił nieustannie „szarganego wizerunku Polski”, niezły też bywał w ofensywie. Jego zeszłoroczne proroctwo, iż „może przyjść czas, że to Polska zacznie stosować swój mechanizm praworządności wobec instytucji unijnych”, nawet zrobiło pewną karierę w mediach.
Ale wysiłki ambitnego czterdziestolatka o dosyć łagodnej aparycji przebiły się nie tylko do opinii publicznej. Z pewnością zostały docenione przez centralny ośrodek dyspozycji politycznej w kraju, a przy okazji Szynkowski vel Sęk zaczął też zapisywać się w świadomości elit wrogiego mocarstwa zza Odry. Już po wybuchu wojny w Ukrainie zaproszony do dyskusji w niemieckiej telewizji ARD nawrzucał tam kanclerzowi Scholzowi, że marnuje czas na telefony do Putina. Chyba trochę przekraczając kryteria niemieckiej kultury debaty, bo komentujący wystąpienie polskiego gościa współprzewodniczący SPD Lars Klingbeil nie krył dezaprobaty i wywiązała się z tego sprzeczka. Na koniec Szynkowski vel Sęk zaproponował antagoniście kontynuację polemiki w Polsce, skąd dużo lepiej widać prawdziwą naturę rosyjskiego zagrożenia.
I tak się przypadkowo złożyło, że już parę tygodni później Klingbeil na zaproszenie Lewicy faktycznie gościł w Warszawie. Spotkał się wtedy z Włodzimierzem Czarzastym i nawet publicznie pokajał za błędną politykę swojego kraju wobec Rosji. Organizująca wizytę niemiecka ambasada próbowała przy okazji zorganizować Klingbeilowi rozmowę z oficjalnym przedstawicielem polskiego rządu.