Jeszcze nie przegrani
PiS leży na deskach? Jeszcze nie przegrał. Przedwczesna euforia jest groźna
Szef Platformy Donald Tusk zwrócił się ostatnio – po imieniu – do liderów antyPiSu: „nie możecie pozwolić sobie na jakikolwiek hazard, ryzyko. Nie narażajcie wielkiego projektu odrodzenia Polski przez osobistą, partyjną ambicję”. Z drugiej strony wagę przyszłorocznego starcia rozumie Jarosław Kaczyński, mówiąc, że to będą tak ważne wybory jak te z 1989 r. – i ma w tym rację. Pojawia się jednak coraz więcej opinii, że opozycja ma już wygraną w kieszeni, bo „PiS-owi spada”. Incydentalne sondaże dające PO przewagę nad PiS, próby władzy, aby ustawowo zabetonować swoich ludzi na posadach, powrót ustawy abolicyjnej, a przede wszystkim trudna sytuacja gospodarcza sprawiają wrażenie, że partia Kaczyńskiego już staje się masą upadłościową. Ale to wciąż nieprawda.
Zdobycie przewagi psychologicznej jest w polityce istotne. Dlatego Tusk namawia do maksymalnej mobilizacji, ale też mówi w kierunku Kaczyńskiego: „Przegrałeś bój o władzę. Masz ostatni moment, żeby tę kapitulację podpisać przed Polakami (…)”. Na co odpowiada wicemarszałek Terlecki: „Wszystkie nadzieje Tuska na przegonienie PiS w sondażach (…) padły i frustracja narasta”. Taka gra na przewagi to elementarz marketingu. Bardzo długo z takiego bonusu korzystał PiS. Partia Kaczyńskiego była naturalnym zwycięzcą, a opozycja – rutynowym „przegrywem”, z którym nie warto się wiązać, bo niczego nie zapewni, a jeszcze ściągnie kłopoty. Wydobycie się z takiego niekorzystnego statusu ma swoją wartość.
Co innego jednak stwarzać i promować wrażenie nieuchronności wygranej antyPiSu, a co innego samemu już teraz w to wierzyć. To pierwsze jest sensowne, drugie – niebezpieczne. Chodzi o to, aby lansować hasło, że przełom już się dokonał, a po cichu robić wszystko, aby w końcu do przełomu doszło.