Jakub Bocheński był 30-letnim działaczem Lewicy z Nowego Sącza. W 2019 r. zebrał w wyborach parlamentarnych 15 tys. głosów (startował z listy SLD), nie zdobył jednak mandatu poselskiego; tego samego roku nie powiodło mu się zresztą w wyborach do europarlamentu (Komitet Wyborczy Roberta Biedronia). W połowie października bieżącego roku jego ciało, w stanie już znacznego rozkładu, małopolska policja znalazła w pustostanie na terenie prywatnym przy ul. Portowej w Krakowie. To w głównej mierze teren poprzemysłowy, rzadko uczęszczany przez przechodniów i mało zabudowany; wśród mieszkańców Krakowa uchodzi za miejsce wybierane przez samobójców. Polityk Lewicy zaginął 22 września. Wyszedł tego dnia ze szkolenia odbywającego się w jednym z krakowskich hoteli, swoje rzeczy pozostawił na stoliku w sali i nigdy po nie już nie wrócił.
Informacja o zaginięciu Bocheńskiego odbiła się szerokim echem w mediach społecznościowych. Później dyskusja się tylko wzmogła; kiedy polityk wciąż był uznawany za zaginionego, władze Lewicy poinformowały, że: „W związku z pojawiającymi się informacjami o tym, że zaginiony Jakub Bocheński mógł być sprawcą gwałtu, władze Lewicy podjęły decyzję o jego zawieszeniu”. „Decyzja o zawieszeniu członkostwa to jasny sygnał, że prawa kobiet i kwestia przemocy wobec kobiet to dla Lewicy bardzo istotne kwestie i nie zamierzamy stosować żadnej partyjnej lojalności w przypadku, gdy ktoś mógł te prawa naruszać” – tłumaczył Onetowi poseł Maciej Gdula. Dopiero 14 października ciało Bocheńskiego odnaleziono w Krakowie-Płaszowie.
Informacja o gwałcie rzuciła nowe światło na okoliczności śmierci polityka, chociaż rzecznik krakowskiej prokuratury Janusz Hnatko nie chce potwierdzić żadnych szczegółów tej sprawy. – Mogę powiedzieć tylko to, co najistotniejsze: nadal nie mamy ostatecznych wyników sekcji zwłok.