Polska buduje zaporę na granicy z Rosją. Rząd jako uzasadnienie podaje plany połączeń lotniczych między Królewcem a Bliskim Wschodem oraz Afryka Północną. Mało prawdopodobne, że to odpowiedź na nagłe zapotrzebowanie królewieckich turystów i przedsiębiorców, którzy tłumnie ruszą m.in. do Turcji na wakacje czy poszukiwania nowych kontrahentów. Tak samo nie ma przesłanek, by sądzić, że nadbałtycka eksklawa do tego stopnia znalazła się w polu zainteresowań gości z dalekich stron, że konieczna jest siatka połączeń z portem Chrabrowo, na dodatek ruszających jesienią.
Rzecz wygląda bardziej na przygotowania warunków do skopiowania operacji, którą od wielu miesięcy prowadzi Białoruś. Uzurpator i stronnik putinowskiej Rosji Alaksandr Łukaszenka wypycha ściągniętych przez siebie głównie afrykańskich i azjatyckich uchodźców na terytoria Litwy, Łotwy i Polski. Ma to destabilizować kraje członkowskie NATO i Unii Europejskiej, które reżimy w Moskwie i Mińsku uznają za wrogie. Stąd się wziął – mówi minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak – drut ostrzowy rozciągnięty w trzech rzędach na całej 200-kilometrowej granicy z Rosją.
PiS wierzy w zapory
Trudno mieć do Błaszczaka i rządu jakieś szczególne pretensje o nowe zasieki, są konsekwentni i wierzą w drut. Z drugiej strony świetnie wiadomo, do czego zdolna jest Rosja Władimira Putina, można się po niej spodziewać wszystkiego najgorszego. Widzieliśmy też, co potrafią funkcjonariusze Łukaszenki. Wzmocnienie granicy drutem i czujnikami elektronicznymi faktycznie odrobinę komplikuje przepchanie uchodźców, dziś białoruskim służbom trudniej przychodzi znalezienie miejsca, gdzie granica jest mniej szczelna.
Przy czym szczelność nie jest zupełna. Choć sporą część granicy z Białorusią zabezpiecza stalowy, wysoki na 5 m parkan, to nadal jest on dość łatwo forsowany, i to na wiele sposobów, co potwierdza opinię ekspertów o tym, że ktoś zmotywowany i jako tako przygotowany pokona takie ogrodzenie bez specjalnego trudu. Dowodem codzienne doniesienia straży o przedzierających się grupach, pojedynczych osobach oraz zatrzymaniach ludzi przekraczających granicę poza przejściami dziesiątki kilometrów od niej.
Drut bez znaczenia militarnego
Niemniej rozciągnięcie trzech rzędów drutu ma pewne znaczenie praktyczne. Oczywiście nie militarne, wojsko intruza w przypadku ataku bez trudu sobie z tym poradzi. Pomagać ma straży granicznej i wiele krajów nie tylko w Europie na kłopotliwych odcinkach granic płoty stawia, w pierwszej kolejności tam, gdzie jest największy ruch nieregularnych migracji. Ostatnio z inicjatywą płotu – podobnego do polskiego na wschodniej granicy – wyszedł w Finlandii rząd lewicowej Sanny Marin. Finowie będą budować tylko w niewielkiej części liczącego 1,3 tys. km pogranicza z Rosją. Projekt poparły wszystkie ugrupowania parlamentarne, a te bardziej konserwatywne domagały się przyspieszenia działań – nie są zadowolone ze wstępnego harmonogramu, który przewiduje kilka lat konstruowania.
Bo takie płoty to nie tylko przeszkoda, ale także gest popularny wśród obywateli. Finowie w namyśle nad kwestiami związanymi z migracjami są znacznie dalej niż Polacy, ich doświadczenia z przyjmowaniem uchodźców i przyciąganiem migrantów zarobkowych są o dekady starsze, ale część elektoratu chce, by właśnie rząd starannie kontrolował przepływy. Idą wybory i Marin nie może tych głosów i emocji ignorować, tym bardziej że scena jest podzielona, a prawica nadaje w znacznej mierze ton kampanii.
Teraz dodatkowo dochodzi obawa, że przez zieloną granicę z wchodzącą do NATO Finlandią mogą przechodzić np. rosyjscy dywersanci. No i niepokój, że Rosjanie także na dalekiej północy zechcą wykorzystać desperację osób próbujących się dostać do zachodniej Europy.
To też jest front wojny
Kłopot jest nie tyle z płotem, ile z postawą polskich służb, które wobec uchodźców stosują metody łamiące prawo i elementarną przyzwoitość. Zachowania straży granicznej, niegodne państwa prawa, wynikają z instrukcji ekipy rządowej, która mimo wszystko zaplątała się w pułapkę zastawioną przez Putina i Łukaszenkę. Są setki przykładów interwencji prowadzących do zagrożenia zdrowia lub życia zatrzymywanych osób, z brutalnością wypychanych z powrotem na Białoruś.
Inwazja na Ukrainę dodała nowy wymiar niepokojom na granicy, to też jest front wojny Putina. Aczkolwiek minister Błaszczak zdaje się być świadom krytyki. Co prawda stoi – jak chcą banery wiszące na pograniczu z Białorusią – „murem za polskim mundurem” i nie planuje humanitarnych odruchów, ale zastrzegł, że zasieki z obwodem królewieckim zostaną postawione z troską o zwierzęta. Nie ma przypadku. Wśród wyborców PiS i Zjednoczonej Prawicy też są osoby wrażliwe na krzywdę zwierząt, podobnie prezes ujmuje się czasem za losem braci mniejszych. A płot z pewnością podzieli populacje wielu gatunków, zwłaszcza ssaków, i będzie je narażał na zranienia albo śmierć w męczarniach.
Płot z drutu będzie też czymś w rodzaju namacalnego śladu kryzysu, w jaki wpadł Królewiec. Może nie za sprawą przekopu Mierzei Wiślanej, inwestycji drogiej i wątpliwej gospodarczo, ale o wielkim potencjale godnościowym, nie tylko wśród zwolenników PiS. Celnym ciosem było ironiczne wezwanie Czechów do zwrotu Královca. Wreszcie wiele wskazuje na to, że jednostki z obwodu zostały rozgromione na froncie i oddziały mające budzić lęk sąsiadów nie nadają się do walki. Mieliśmy drżeć przed Królewcem, tymczasem zdaje się słabnąć. Osłabienie może być przejściowe, ale Błaszczak upamiętni obecne przewagi, stawiając nad tym triumfem symboliczną kropkę nad i z koncertiny.
Czytaj też: Nareszcie świat podziwia Polskę... Ale jak jest na granicach?