Platforma Obywatelska dyskretnie świętuje sondaż Kantara, który daje jej przewagę nad PiS; co prawda tylko 31:28 i pewnie na krótko, ale w polityce, jak wiadomo, liczy się i symbol, i trend. A notowania samej PO, jak i całej opozycji powoli rosną. W „GW” Andrzej Machowski przedstawił wyborczą symulację, rozdzielając proporcjonalnie między partie kilkunastoprocentową pulę głosów niezdecydowanych. Według tego rachunku łączne poparcie dla partii opozycyjnych to dziś ponad 60 proc., czyli że PiS i Konfederacja razem nie przekraczają 40 proc. Ważne, że w ciągu roku przewaga „bloku demokratycznego” nad prawicą wzrosła 7-krotnie, z 3 do 21 pkt proc. Także gabinet Morawieckiego notuje właśnie rekordowo niskie sondażowe poparcie, sięgające ledwie 26 proc. (wg CBOS).
Jeśli nie wydarzy się katastrofa, nie zostanie zdetonowana jakaś polityczna „brudna bomba”, to za rok (wybory muszą się odbyć najpóźniej 13 listopada) zmiana władzy jest pewna. I to z dużą przewagą przyszłej koalicji, dającą możliwość odrzucania spodziewanych wet prezydenta Dudy (na to potrzeba 276 mandatów). Oczywiście: warunek, że opozycja nie wystartuje w 4 kawałkach, a najlepiej gdyby wspólnie. Bardzo to w sumie optymistyczne, choć wyraźna sondażowa dominacja PO zapowiada raczej ostrą kampanijną rywalizację po stronie opozycji niż współpracę. Niemniej widać, że koalicja rządowa traci grunt.
Najmocniejszym potwierdzeniem, że w obozie PiS zapachniało porażką, był, wniesiony naprędce i równie szybko wycofany, projekt ustawy gwarantującej nieodwoływalność – i to przez 5 lat – pisowskich nominatów w spółkach Skarbu Państwa. To było jedno z najgłupszych politycznych zagrań sezonu, czysta radość dla opozycji. Donald Tusk boleśnie kpił z PiS, mówiąc o programie „koryto na wieki”, a mającą chronić partyjne kadry i ich zarobki pompatyczną Narodową Radę ds.