Równość płci stała się nie tylko postulatem, a nawet nie tylko faktem, lecz przede wszystkim bardzo poważnie i surowo traktowaną normą życia społecznego. Tak silną, że również w sferze prywatnej nie można sobie pozwolić na odstępstwa ani żarty z tego, co nazywa się partnerstwem w związku. Nie dotyczy to może wszystkich grup społecznych i wiekowych, lecz młodszej połowy mieszkańców dużych miast, podobnie jak warstw najlepiej wykształconych dotyczy jak najbardziej.
Przyjmując to wszystko do wiadomości, współczesny mężczyzna ma kłopot z utrzymaniem swojej męskości – we własnych oczach, w oczach partnerki i całego otoczenia. I nawet nie dlatego, że męskość często przebiera się za kobiecość i odwrotnie. Francuscy arystokraci nosili podwiązki i malowali usta, lecz nie przyniosło to żadnego uszczerbku ich patriarchalnej dumie. Trudność bycia mężczyzną szanującym równość płci i świadomym niesprawiedliwości zaszytej w stereotypach płci bierze się stąd, że ma on już do dyspozycji bardzo niewiele atrybutów swej tożsamości i niewiele narzędzi, aby ją w sposób bezpieczny i budzący aprobatę demonstrować. Ba, manifestowanie silnej tożsamości męskiej (w odróżnieniu od kobiecej) wywołuje podejrzenia o skłonności „maczystowskie”. Pół biedy, gdy masz zniewalający uśmiech, seksowne bruzdy na twarzy i niski głos – wtedy jakoś się jeszcze wybronisz wyglądem. Reszta, która chciałaby sobie pomóc „stylówką” i „barberem”, musi uważać. Zbyt męska stylizacja spotyka się z rosnącą podejrzliwością osób, które dawniej określały się jako postępowe, a dziś raczej jako „progresywne”.
Być może najłatwiej jeszcze dogadać się „równościowo” w sferze seksualnej. Tam bowiem różnice płci doskonale się uzupełniają i niewiele jest okazji do kulturowych sporów.