Człowiek z koperty
Jacek Sasin, premier równoległy. Co dla niego szykuje prezes Kaczyński?
Jarosław Kaczyński zapewnił w Polskim Radiu, że podczas kolacji po ostatnim posiedzeniu klubu Jacek Sasin i Mateusz Morawiecki siedzieli „przez długi czas naprzeciw siebie i bardzo miło ze sobą przez cały czas rozmawiali. Są liczni świadkowie”. Jeden z nich zauważył, że Sasin miał większą łatwość w byciu miłym niż premier: – Prezes dał wyraźny sygnał, że ma być między nimi spokój. Jacek tak ma, że na spotkaniach jest serdeczny i uśmiechnięty, ale jeśli chodzi o relacje z Morawieckim, to miło już było i nie będzie.
Nie tak znowu dawno było między nimi przemiło. Kiedy Morawiecki pierwszy raz został premierem, wziął Sasina do Kancelarii i mianował szefem Komitetu Stałego Rady Ministrów. Dał mu duży kredyt zaufania, bo w rządowym procesie legislacyjnym kierowanie Komitetem to realna władza. Tu ocenia się, co trafi pod obrady rządu. Morawiecki uznał, że zyskał sojusznika, który pomoże mu się wkupić w łaski partyjnej wierchuszki. 2019 r. przyniósł Sasinowi szybkie i niebywałe awanse. W czerwcu został wicepremierem, a w listopadzie, tydzień po swoich 50. urodzinach i wygranych przez PiS wyborach parlamentarnych, stanął na czele Ministerstwa Aktywów Państwowych. Ponad 200 najważniejszych spółek z udziałem Skarbu Państwa, w tym takie giganty, jak PKN Orlen, PZU, KGHM, PGNiG, Tauron i PKO BP, trafiło pod nadzór Sasina. To oznaczało jeszcze większą realną władzę oraz przejście do pierwszego szeregu polityki. Jeszcze przez kilka miesięcy wszystko między premierem a szefem MAP układało się dobrze, do czasu, kiedy Sasin zorientował się, że otoczenie Morawieckiego skutecznie skleja go z wyborami kopertowymi. Wybory się nie odbyły, a PiS utopił w nich 70 mln zł, a raczej „sasinów”, jak już przyjęło się mówić. „To nie ja, ale premier zlecił druk pakietów wyborczych” – powtarzał Sasin, kiedy tylko miał okazję.