Polityka zimnej wody w czajniku
Polska dokręca śrubę osadzonym. Pierwszy raz w historii tak mocno
Od 17 września zaczął obowiązywać znowelizowany Kodeks karny wykonawczy. A już dzień później przez polskie zakłady karne przetoczyła się fala niepokojów. Skazani stosowali bierny opór, odmawiali przyjmowania posiłków albo ostentacyjnie je wyrzucali. W skrajnych wypadkach doszło do podpalenia materaca w celi (Wrocław), a nawet do próby ataku na więzienie z zewnątrz (Białołęka). Sprawa została wyciszona. – Nie chcieliśmy, żeby osadzeni się policzyli, czyli zobaczyli, na ile skoordynowana była akcja i czy zrobiła na służbie jakieś wrażenie – mówi jeden z funkcjonariuszy Centralnego Zarządu Służby Więziennej. Oficjalny komunikat CZSW zaś brzmi: „Sytuacja w jednostkach penitencjarnych w całym kraju nie budzi zastrzeżeń. Informacje o buntach i niepokojach nie są prawdziwe. Odnotowano jedynie pojedyncze przypadki wyrażania przez skazanych niezadowolenia z wprowadzanych zmian”.
„Wprowadzane zmiany” to eufemizm, bo za kratami odbywa się obecnie największe dokręcanie śruby osadzonym w historii polskiego systemu więziennictwa po 1989 r. Za jednym zamachem osadzeni stracili wiele praw albo – jak wolą mówić autorzy zmian – niestosownych przywilejów. Wiceminister sprawiedliwości Michał Woś z dumą powiadomił, że w polskich zakładach karnych nie ma już ani jednej konsoli do gier. Minister Woś wyliczył, że za czasów rządów PO-PSL takie urządzenia były w jednej piątej cel. Dużo dotkliwszą zmianą jest zapis, że skazany „może korzystać co najmniej raz w tygodniu” z aparatu samoinkasującego. Dyrektorzy ZK uznali, że oznacza to, że można dzwonić raz na tydzień. Dotychczas były zakłady karne, w których osadzeni mogli dzwonić nawet każdego dnia. Na nowe przepisy natychmiast posypała się fala skarg do Rzecznika Praw Obywatelskich.