Dworczyk poleciał, Morawiecki został
Dworczyk poleciał, Morawiecki został. Ale saga trwa
Po paru tygodniach chaosu i konfliktów na szczytach PiS Jarosław Kaczyński wykorzystał posiedzenie klubu parlamentarnego 29 września w Pułtusku, by przeciąć spekulacje: dymisji Mateusza Morawieckiego nie będzie. Sala odpowiedziała podobno rzęsistymi brawami; zdaniem naszych rozmówców z PiS wśród posłów przeważa pogląd, że odwołanie premiera byłoby dziś niezrozumiałe.
Walczący z premierem tzw. spiskowcy (albo „stary PiS”) z wicepremierem Jackiem Sasinem na czele, przekonali się, że nie tak łatwo będzie im odwołać Morawieckiego, a ich argument, że premier stracił wsparcie partii, nie ma pełnego pokrycia w rzeczywistości. Jest jednak faktem, że zmiana szefa rządu leżała przez chwilę na stole. Jego wrogowie mówią o słabnących notowaniach gabinetu, o tym, że nie udało się załatwić pieniędzy z KPO, że odpowiedź na kryzys węglowy jest niewystarczająca.
Na jednym z wrześniowych posiedzeń prezydium komitetu politycznego toczyła się dyskusja o wymianie premiera (pod nieobecność samego zainteresowanego zresztą), potem pojawiły się przecieki, że w piątek, 30 września zbierze się komitet polityczny, by w tajnym głosowaniu zdecydować, czy szefową rządu ma zostać marszałek Sejmu Elżbieta Witek. Przeciwnicy Morawieckiego wymachiwali podobno wewnętrznymi badaniami, z których wynikać miało, że w kryzysowej sytuacji na czele rządu powinna stanąć kobieta, by ocieplić wizerunek władzy.
Jednak Kaczyński dzień wcześniej sam ogłosił, że Morawiecki zostanie, a zamiast komitetu politycznego 30 września zebrało się jego prezydium. „Spiskowcy” przegrali tę partię, a sama Witek wyszła ze starcia osłabiona; w PiS zaczęło się o niej mówić „nasza Ewa Kopacz”, co raczej nie pomoże jej w dalszej karierze. Pokiereszowany jest też Sasin – Kaczyński nie tylko stanął po stronie Morawieckiego, lecz i wezwał do zaprzestania wojny medialnej.