Logika bada m.in. sposoby uzasadniania twierdzeń. Te ostatnie mogą być dedukcyjne, tj. oparte na wynikaniu logicznym (jego prawa bada logika formalna), przebiegające wedle schematu: „jeśli B wynika logicznie z A, to jeśli A jest uzasadnione, to B jest uzasadnione w stopniu nie większym niż A”, lub indukcyjne (niededukcyjne; pomijam bliższą charakterystykę indukcji), polegające na podaniu świadectw ustalonych doświadczalnie i przemawiających na rzecz uzasadnionego twierdzenia.
Zdanie „P było przyczyną katastrofy samolotu Tu-154M nr 101 na lotnisku w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r.” jest zdaniem empirycznym o konkretnym zdarzeniu – jego uzasadnienie wymaga wzięcia pod uwagę ustaleń na podstawie doświadczenia, np. obserwacji. Tedy jeśli ktoś twierdzi, że zdanie „wybuch ładunku trotylowego spowodował katastrofę Tu-154M” wynika logicznie z jakiegoś zbioru przesłanek, np. „zawsze tak jest, że wybuch ładunku o odpowiedniej sile powoduje katastrofę lotniczą” plus „ładunek, o którym mowa, wybuchł na pokładzie Tu-154M”, to zakłada, że obie przesłanki są należycie uzasadnione.
Jeśli nadto ktoś twierdzi, że przyczyną rzeczonej katastrofy był zamach ze strony jakiegoś podmiotu X, musi wykazać drogą indukcyjną, że ładunek został podłożony w celu spowodowania wybuchu. Wedle „Słownika języka polskiego” paralogiczny oznacza: „będący wynikiem paralogizmu, błędnego rozumowania prowadzącego do fałszywego wniosku, związany z paralogizmem, odnoszący się do paralogizmu lub jego skutków”. To określenie jest niezupełnie trafne, ponieważ paralogizm może kończyć się prawdziwym wnioskiem, ale tak się dzieje na mocy trafu niezależnie od jakości rozumowania. Użycie w tytule przymiotnika „pancerna” jest aluzją do tzw. brzozy Bodina (brzozy smoleńskiej) stojącej na jego działce nieopodal lotniska Smoleńsk Północny, o której jedni twierdzą, że miała istotny udział w katastrofie Tu-154M, a inni – że nie. Będę argumentował, że tzw. raport Macierewicza jest pełen paralogizmów.
Czytaj też: Kto przytulał się do Putina? Licytacja na oskarżenia
Smoleńsk. Co się stało, a co mogło się stać
Z powyższych uwag wynika, że sama logika formalna nie wystarcza do rozstrzygnięcia, co było przyczyną katastrofy smoleńskiej. Trzeba się odwołać do argumentów empirycznych. To jednak nie znaczy, że logika nie ma żadnego znaczenia przy ocenie wniosków wysnuwanych na podstawie doświadczenia. W szczególności rozumowania indukcyjne zawierają fragmenty dedukcyjne, a więc trzeba badać ich poprawność. A oto kilka bardziej szczegółowych spostrzeżeń.
W badaniu katastrofy smoleńskiej wiele mówi się o tym, co się stało i co mogło się stać. Otóż z tego, że coś się stało, wynika, że mogło się stać, ale nie na odwrót. To pierwsze jest trywialne, ale drugie nie, gdyż jeśli A mogło się zdarzyć, to nie-A również, a wtedy trzeba ważyć uzasadnienie dla A i nie-A.
Dalej: często powiada się, że zdania A i B się wykluczają. To znaczy, że nie mogą być razem prawdziwe, ale mogą być fałszywe. W konsekwencji wykazanie – o ile A i B się wykluczają – że A jest fałszywe, nie oznacza, że B jest prawdziwe. Uzasadnia się przede wszystkim zdania twierdzące, natomiast uzasadnienie zdania przeczącego często polega na jego przyjęciu na podstawie zdań twierdzących (np. twierdzimy, że gracz X nie strzelił bramki, ponieważ uczynił to gracz Y). Poważnym problemem jest ocena; uzasadnienie empiryczne jest na tyle wystarczające, że pozwala uznać dane zdanie za prawdziwe. Przyjmuje się, że wtedy, gdy świadectw jest dużo i są różnorodne.
To wszystko sprawia, że prawdziwość ustaleń podawanych jako końcowe nie jest wzruszalna w związku z możliwymi nowymi świadectwami. Nadto inna jest wymowa przesłanek opartych na bezpośrednim doświadczeniu i takich, które są legitymizowane pośrednio. W każdym uzasadnieniu, zarówno dedukcyjnym, jak i indukcyjnym, należy unikać tzw. hipotez ad hoc, tj. przyjętych tylko po to, aby usprawiedliwić bronioną tezę i niemających żadnego innego zastosowania. Kiedyś mówiono, że opium usypia, bo ma zdolność usypiania – to drugie zdanie jest właśnie hipotezą ad hoc. Inny przykład to argument: „Donald Tusk służy interesom niemieckim, ponieważ jego dziadek był w Wehrmachcie”. Cechą hipotezy ad hoc jest to, że ma niewielki związek rzeczowy z wyjaśnianym zjawiskiem, a często żaden.
Michał Fiszer: Smoleńsk. Nie było żadnego zamachu
Raport Macierewicza, ale bez załączników
Katastrofa smoleńska była badana przez kilka podmiotów (nie wiem, czy wymienię wszystkie), mianowicie rosyjski MAK, czyli Międzypaństwowy Komitet Lotnictwa (Awiacji), powołany do wyjaśniania katastrof logicznych, które miały miejsce na terenie Federacji Rosyjskiej, komisję Millera (od nazwiska jej przewodniczącego), Zespół Parlamentarny ds. Wyjaśnienia Przyczyn Katastrofy Smoleńskiej pod kierunkiem Antoniego Macierewicza, polską prokuraturę wojskową i podkomisję ds. ponownego zbadania wypadku lotniczego (tzw. podkomisja Macierewicza od nazwiska jej przewodniczącego, dalej podkomisja).
Trzeba wyjaśnić, że Zespół Parlamentarny został powołany przez grupę posłów ówczesnej opozycji (tj. PiS) w lipcu 2010 r., natomiast podkomisja powstała w lutym 2016. Polska prokuratura jeszcze nie zakończyła śledztwa, prace pozostałych gremiów zakończyły się raportami (rezultat badań MAK nazywa się raportem Anodiny od nazwiska szefowej tego zespołu badawczego; rezultat podkomisji – raportem Macierewicza), aczkolwiek ostatnio p. Dera zupełnie niespodziewanie oświadczył, chociaż przyznał, że szczegóły nie są mu znane, że podkomisja jeszcze prowadzi badania.
Raporty MAK i komisji Millera zostały opublikowane w 2011 r., raport Zespołu Parlamentarnego – w 2013, natomiast sprawa publikacji raportu podkomisji (tj. tzw. raportu Macierewicza) nie jest jasna. W 2019 r. opublikowano tylko tzw. raport techniczny, w kwietniu 2022 zaprezentowano całość, na oficjalnej stronie MON znajdujemy list p. Macierewicza, w którym stoi, że tekst jest przesłany z prośbą o zamieszczenie, ale na razie nie przekazano załączników (sprawa arcyważna – por. dalej). Nie znalazłem owego tekstu, ale być może jest to wina moich ograniczonych kompetencji w poruszaniu się w internecie. Rzecz jest szeroko dyskutowana w mediach i wśród polityków. Istotnym elementem tej dyskusji stał się reportaż p. Świerczka „Siła kłamstwa”, wielokrotnie wyemitowany przez TVN24.
Albo wybuch, albo zbieg okoliczności
Są dwa zasadnicze wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Raporty Zespołu Parlamentarnego i podkomisji uznają, że przyczyną był wybuch, a to prowadzi do wniosku, że miał miejsce zamach, zaplanowany i zrealizowany przez służby rosyjskie, natomiast MAK (dalej będę w zasadzie pomijał ten dokument) i komisja Millera widzą przyczynę w zbiegu okoliczności, w szczególności warunków atmosferycznych i błędów załogi (raport Millera dodaje uchybienia rosyjskich kontrolerów lotu w Smoleńsku). Nikt nie bierze możliwego teoretycznie przypadku, że na przyczynę złożyły się jedne i drugie okoliczności, tj. wybuch i splot warunków, o których mowa w komisji Millera. Dla uproszczenia dalszej analizy pominę ten przypadek.
Przy tym założeniu dwa pozostałe stanowiska nie mogą być zarazem prawdziwe. Gdyby rzecz traktować bardzo pedantycznie, tj. rozważać wszystkie stwierdzenia zawarte w rzeczonych raportach, to mogą być zarazem fałszywe, tj. zawierać jakieś nietrafne ustalenia szczegółowe. Cała dyskusja jest jednak tak prowadzona, że katastrofa smoleńska została spowodowana albo przez wybuch (zamach), albo przez warunki atmosferyczne plus działania ludzkie (dalej zbieg okoliczności), dokładniej pilotów i kontrolerów (zamach też jest działaniem człowieka).
To znaczy, że promotorzy obu wyjaśnień powinni uzasadnić odpowiednio zdania: (i) „przyczyną katastrofy smoleńskiej był wybuch” lub (ii) „przyczyną katastrofy smoleńskiej był taki a taki zbieg okoliczności”. Stosowne uzasadnienia mogą polegać na krytyce stanowisk przeciwnych, tj. krytyka zdania (i) może wskazywać, że wybuch nie mógł nastąpić w znanych okolicznościach, a krytyka zdania (ii) – że zbieg okoliczności nie miał specjalnego znaczenia dla zajścia katastrofy. Trzeba mieć też na uwadze, że krytycy operują zdaniami przeczącymi, które mają wynikać odpowiednio z prawdziwości (i) lub (ii), bo jeśli przyczyną był wybuch, to zbieg okoliczności nie miał większego znaczenia, a jeśli powodem był ten drugi, nie ma sensu mówić o eksplozji.
Tak się składa, że reportaż Świerczka ujawnił istotną okoliczność, mianowicie że załączniki do raportu Macierewicza zawierające rozmaite ustalenia eksperckie nie zostały ujawnione w pełni. Raport ten przyjmuje, że samolot przeleciał nad brzozą Bodina, wybuch nastąpił po jej minięciu i spowodował dekonstrukcję samolotu. Nadto eksperci Macierewicza uznali, że skrzydło przecięłoby drzewo, samo nie ulegając zniszczeniu. Tymczasem ekspertyzy wykonane przez amerykański NIAR (Narodowy Instytut Badań nad Lotnictwem) nie wykluczają, że samolot uderzył skrzydłem w brzozę, drzewo zostało złamane, skrzydło poważnie zniszczone, a kolizja z tą przeszkodą (i innymi) spowodowała trajektorię lotu skutkującą katastrofą, tj. uderzeniem maszyny o ziemię. Wniosek jest wyprowadzony z różnych danych fizycznych, na podstawie których dokonano komputerowej symulacji lotu w jego końcowej fazie, m.in. o grubości brzozy, konstrukcji samolotu, zapisów rejestratorów lotu i rodzaju zniszczeń.
Badania NIAR dotyczą tego, jak mogło być, a nie jak było. Nie można więc twierdzić, jak to niektórzy czynią, że udowodniono (wystarczająco uzasadniono) fałszywość (i) i prawdziwość (ii). Niemniej to, że dane NIAR nie wykluczają (ii) i stanowią punkt wyjścia dla krytyki (i), stanowi nader ważną okoliczność.
Czytaj też: Miliony na bezsensowną komisję smoleńską wciąż płyną z budżetu
Rosjanie wszczęli wojnę, więc są winni
Jakie są argumenty raportu Macierewicza? Przypuszczenie, że ładunek wybuchowy został zamontowany w Tu-154M i aktywowany w końcowej fazie lotu maszyny, rzeczywiście wyjaśnia katastrofę i wcale nie stanowi hipotezy ad hoc, ale też nie jest poparte żadnym bezpośrednim świadectwem. Badania pirotechniczne nie dostarczyły danych o śladach materiałów wybuchowych o intensywności wystarczającej do stwierdzenia eksplozji, teza o tym, że była ona widziana lub słyszana, nie znajduje uzasadnienia w akustycznej analizie rejestracji lotu i zeznaniach świadków. Trzeba też zauważyć, że zdecydowana większość eksperymentów symulacyjnych miała charakter pośredni, podczas gdy teza (ii) ma za sobą świadectwa bezpośrednie.
Na niekorzyść raportu Macierewicza świadczy ukrycie załączników (tak czyni ten, kto ma coś do ukrycia), wcześniejsze niepoważne wizualizacje wniosków przy pomocy parówek i puszek po napojach oraz bezpodstawne gaduły o sztucznej mgle i dobijaniu ocalałych strzałami z rewolweru. Wprawdzie p. Macierewicz oświadczył, że reportaż emitowany przez TVN24 jest kłamstwem, bo podkomisja opublikowała wszystko, ale to pozostaje w sprzeczności z jego pismem do MON, w którym wyraźnie stwierdza, że niektóre załączniki zostaną dostarczone później.
Pojawiło się także zdumiewające stwierdzenie, że NIAR sporządził fałszerstwa MAK. To, że brzoza Bodina jest złamana, tłumaczone jest tym, że była złamana wcześniej lub później, zeznania świadków, że nie widzieli wybuchu – tym, że kłamią albo działają na żądanie służb rosyjskich, brak dowodów w zapisach rejestratorów lotu – tym, że zostały sfałszowane itd. To jednak są hipotezy ad hoc. Nadto mamy cały arsenał argumentów perswazyjnych, dezawuujących raport komisji Millera, np. że powtarza to, co jest w raporcie MAK. To nieprawda, ponieważ ten pierwszy wskazuje na zaniedbania rosyjskich kontrolerów, o czym nie ma mowy w drugim, ale wedle dobrozmieńców to straszne i nieuczciwe, gdy coś jest zgodne z tym, co „ruskie”. Interesujące, że 14 członków podkomisji przestało w niej uczestniczyć, a trzech nie podpisało raportu z powodu uznania, że zawiera manipulacje. W ogólności raport Macierewicza ma wyraźny charakter polityczny i chodzi o to, by wykazać, że rząd Tuska szedł ramię w ramię z Putinem w wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej, a dopiero zmiana władzy w 2015 r. umożliwiła dojście do prawdy, całej prawdy i tylko prawdy. Ba, wiarygodność raportu Macierewicza ma też wynikać z tego, że Rosjanie wszczęli wojnę z Ukrainą, dopuszczają się zbrodni, a więc byli zdolni do zamachu smoleńskiego.
To pokazuje, że teoria wybuchu według raportu Macierewicza jest przykładem hipotezy ad hoc opartej nie na rzetelnym uzasadnieniu, ale na paralogizmach. Takowym jest np. oświadczenie p. Kaczyńskiego, że zamach smoleński został udowodniony w 100 proc. – bzdura, bo żadne stwierdzenie oparte na pośrednich świadectwach empirycznych nie może być udowodnione w 100 proc.
Czytaj też: Tajny raport Macierewicza
Duda nagradza wedle uznania
Pan Morawiecki stwierdził, że p. Macierewiczowi należy się medal za raport podkomisji. 21 września 2022 r. p. Duda oświadczył: „Oczekuję obiektywnego spojrzenia na tych, którzy za wszelką cenę dążą do prawdy, i tych, którzy powinni byli ją ustalać w 2010 r., kiedy był ku temu najlepszy czas”. Po dwóch dniach sam spojrzał obiektywnie i udekorował p. Macierewicza Orderem Orła Białego z tytułu jego opozycyjnej działalności w PRL i państwowej w III RP, aczkolwiek nie wspomniał o podkomisji. Sam odznaczony wyraźnie podkreślił swoją walkę o prawdę smoleńską.
Trudno powstrzymać się od wniosku, że uhonorowanie p. Macierewicza jest niejako zwieńczeniem dobrozmiennego stosunku do katastrofy smoleńskiej. Przy okazji p. Duda popełnił nieścisłość historyczną, powiadając, że kiedy on uczestniczył w podkomisji, realizowała wzorowo swoje zadania, chociaż był w Zespole Parlamentarnym. Nadał p. Macierewiczowi Order Orła Białego niezgodnie z przepisami, bo te stanowią, że poseł może go otrzymać po wygaśnięciu mandatu. Kancelaria Prezydenta wyjaśniła: „Przepis ten nie stanowi przeszkody i nie ogranicza Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w konstytucyjnym uprawnieniu wskazanym wprost w art. 138 Konstytucji do nadania z własnej inicjatywy orderu posłowi lub senatorowi także w czasie sprawowania przez niego mandatu. Zgodnie z art. 144 ust. 3 pkt 16 Konstytucji jest to prerogatywa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej niepodlegająca kontrasygnacie”.
To znaczy, że prezydenccy urzędnicy nie rozumieją, że prezydent musi wykonywać swoje prerogatywy zgodnie z prawem, a nie wedle uznania. Tak więc pancerna (niewrażliwa na jakiekolwiek racjonalne argumenty) paralogika raportu Macierewicza idzie w parze z lekceważeniem prawa przez najwyższe władze RP. Można nawet powiedzieć, że jedno wspiera drugie, boć przecież p. Duda nagle powziął postanowienie o p. Macierewiczu, aby dokonać obiektywnego „spojrzenia na tych, którzy za wszelką cenę dążą do prawdy, i tych, którzy powinni byli ją ustalać w 2010 r., kiedy był ku temu najlepszy czas”. Co prawda, to prawda, teraz nie jest najlepszy czas do ustalania prawdy – m.in. dzięki usilnym staraniom p. Dudy. Wygrywają paralogizmy i hipotezy ad hoc.
Czytaj też: Ich nie dosięgła smoleńska sprawiedliwość