Przepompownie
Przepompownie państwowej kasy. Tak się bogacą ludzie związani z PiS
Powstają i pączkują w zawrotnym tempie. Konsumują niebotyczne sumy. Miały przywrócić polską tożsamość i dumę, wykorzenić trujące miazmaty „obcej” zachodniej cywilizacji, finansować ważne społecznie cele. Są zaś wielofunkcyjnym narzędziem sprawowania władzy i uwłaszczania się na publicznych pieniądzach. Rezerwuarem synekur, które mają tę wyższość nad posadami w spółkach Skarbu Państwa i rządowej administracji, że można je mnożyć do woli.
„Jednostki pozabudżetowe”: rządowe instytuty, fundacje, fundusze, agencje działające najczęściej przy ministerstwach lub Kancelarii Premiera. Zderzają się ze sobą kompetencjami. Np. po co państwu dwa instytuty zajmujące się badaniem i promocją rodziny i dzietności: Instytut Rodziny i Demografii oraz Instytut Pokolenia? Projekt tego drugiego wniósł poseł PiS Bartłomiej Wróblewski, ten sam, który w Trybunale Julii Przyłębskiej wywalczył zakaz aborcji ze względu na nieodwracalne uszkodzenie płodu. Odpowiedź jest prosta: każdy instytut zapewnia posady ludziom innego ugrupowania czy skrzydła. Roczny budżet Instytutu Rodziny i Demografii to 30 mln zł, Pokolenia mają skromne 10 mln.
Mamy też bogactwo instytutów zajmujących się historią i promowaniem wartości narodowych: Instytut Solidarności i Męstwa im. Pileckiego – budżet 155 mln – OKO.press ustaliło, że kupuje i remontuje kolejne nieruchomości, często za granicą. Ma już takie w Niemczech, a planuje w USA, Izraelu i Szwajcarii. Dalej: Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej, a także Instytut Strat Wojennych posła PiS Arkadiusza Mularczyka. Mamy jeszcze Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi (w 2020 r. dostał 13,7 mln zł z budżetu państwa, co ustalił „Dziennik Gazeta Prawna”.
Twórcze rozwinięcie
Jest Narodowy Instytut Wolności pod patronatem wicepremiera Piotra Glińskiego rozdzielający dotacje dla organizacji pozarządowych.