Jesteśmy przyzwyczajeni do awantur w sali plenarnej Sejmu, lecz ta, której byliśmy świadkami w czwartek, była pod pewnymi względami wyjątkowa. Dwie publikacje prasowe z ostatnich dni pomogły w przełamaniu jeśli nie tabu, to w każdym razie znacznej powściągliwości polityków w mówieniu o dwóch bulwersujących kwestiach: agenturalnych powiązaniach środowiska władzy z Rosją oraz uporczywych kłamstwach PiS w sprawie katastrofy smoleńskiej.
Hartman: Ostrzeżenie dla Macierewicza. Co ukryła podkomisja smoleńska
Rosyjska rękawica w kampanii
Rozmowa Donaty Subbotko z byłym szefem kontrwywiadu wojskowego gen. Piotrem Pytlem, opublikowana przez „Gazetę Wyborczą”, podniosła na najwyższy poziom uwagi wszystkie tropy, które – począwszy od afery taśmowej, a skończywszy na „skrzynce Dworczyka” – wskazują na bardzo silną infiltrację i współpracę prominentów PiS ze służbami rosyjskimi. Natomiast wyemitowany 12 września przez TVN reportaż Piotra Świerczka „Siła kłamstwa”, poświęcony manipulacjom, przemilczeniom i kłamstwom w raporcie z prac tzw. podkomisji smoleńskiej pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza, dodał politykom tyle odwagi, że wprost oskarżają byłego szefa MON o fałszerstwo i zapowiadają postawienie go przed sądem. Można powiedzieć, że w rozpoczynającej się decydującej rozgrywce pomiędzy PO i PiS oraz Jarosławem Kaczyńskim i Donaldem Tuskiem otwarcie rzucono „rosyjską rękawicę”.
Związki PiS z agenturą rosyjską od dawna są dokumentowane przez dziennikarzy śledczych, na czele z Tomaszem Piątkiem i Grzegorzem Rzeczkowskim, w artykułach i książkach. Ten ostatni jest też autorem publikacji dezawuujących kombinacje i oszustwa otoczenia Macierewicza, służące przekonaniu społeczeństwa polskiego, że 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem doszło do zamachu, zapewne co najmniej współorganizowanego przez ówczesnego premiera, a dziś szefa opozycji Donalda Tuska.
Prawdopodobnie nie ma w cywilizowanym świecie drugiego kraju, w którym aktualnie rządzący oskarżają swoich poprzedników o zbrodnie, a oficjalne dokumenty wytwarzane przez państwo, takie jak raport Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, bez żadnych podstaw prawnych i faktycznych po prostu ignorują i odrzucają. Nie ma też pewnie takiego kraju, w którym rząd i opozycja wzajemnie obwiniają się o zdradę i powiązania z agenturą totalitarnego reżimu.
Bo też sposobem, w jaki PiS próbuje odsunąć od siebie podejrzenia, jest rzucanie analogicznych oskarżeń pod adresem opozycji. Wprawdzie Tusk nie spotykał się z rosyjskimi agentami, nie prowadził z Rosjanami intratnych interesów, a nawet nie wymienił swojego domu na dwa razy większy bez dopłaty, lecz brak tego rodzaju ciekawostek nie przeszkadza w rzucaniu na niego i całe środowisko opozycji oszczerstw i kalumnii. Najwyraźniej PiS liczy, że jego elektorat nie pyta o fakty, a mając do wyboru: uważać za „ruskich agentów” PiS czy PO, wybierze Tuska i jego ludzi.
Oskarżenia w sali sejmowej
Macierewicz, widząc, że wyszło na jaw to, jak w raporcie jego podkomisji pominięto ekspertyzy obalające tezę o zamachu, a zwłaszcza kosztowny amerykański raport Narodowego Instytutu Badań Lotniczych (NIAR), dowodzący, że zderzenie z brzozą mogło pozbawić Tu-154 skrzydła, zdecydował się iść w zaparte i odgryzać się na oślep. W Sejmie wystąpił poseł KO Maciej Lasek, w ramach Komisji Badania Wypadków Lotniczych badający katastrofę w latach 2010–11, który powiedział pod adresem Macierewicza: „Ciężko jest mi to mówić, ale liczba kłamstw i fałszerstw w raporcie jest porażająca. Mieliście czelność wysłać ten dokument do rodzin ofiar tragedii smoleńskiej. To jest niemoralne, haniebne. To jest barbarzyństwo”.
Macierewicz odpowiedział z mównicy sejmowej m.in., że „do zbrodni smoleńskiej nigdy by nie doszło, gdyby nie współpraca polityczna i organizacyjna pana Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego i Bogdana Klicha z Władimirem Putinem i rosyjskimi służbami specjalnymi. (...) To ci ludzie, a także minister Siemoniak i Grabarczyk, oddali badania tragedii smoleńskiej Władimirowi Putinowi i zdecydowali, że ze strony polskiej zamiast ekspertów wojskowych decydowali ludzie tacy jak Maciej Lasek, którzy znają się na szybowcach, ale nigdy nie badali katastrof samolotów w skali Tu-154”.
Następnie na mównicę wstąpił poseł Maciej Kierwiński (KO) i korzystając z czasu na zadawanie pytań, rzucił w stronę Macierewicza kolejne oskarżycielskie słowa: „Panie ministrze, kłamie pan od sześciu lat i dzieli pan Polaków. Jedyna zbrodnia, z jaką mamy do czynienia, to zbrodnia, której pan dokonuje na Polakach. Czas pana kłamstw się kończy i już niebawem pan i pana mocodawcy – kimkolwiek są – zapłacicie za fałszerstwa, kłamstwa i marnotrawstwo publicznych pieniędzy”. To nowy ton, którym mówią dziś politycy opozycji, otwarcie zapowiadając personalne rozliczenia z ludźmi Kaczyńskiego. Macierewicz odpowiedział na to zgodnie z przyjętą przez siebie linią całkowitego nieliczenia się z faktami i nieograniczania się w oszczerstwach: „To była wypowiedź sowieckiej agentury, która za wszelką cenę broni agentów rosyjskich z WSI, tych, co zdradzili Polskę, oddając możliwość badania stronie rosyjskiej”.
Czytaj też: Smoleński bullshit
Kontratak Kaczyńskiego i Morawieckiego
Macierewicz wypiera się swoich manipulacji, lecz opinia publiczna w zdecydowanej większości mu nie ufa. Co więcej, powszechnie znany jest eksces z 2007 r., gdy opublikował swój raport na temat Wojskowych Służb Informacyjnych, narażający wielu polskich agentów, a następnie kazał go natychmiast przetłumaczyć na rosyjski. Zapewne wiedza o rozmaitych powiązaniach ludzi PiS z Rosją nie jest jeszcze bardzo rozpowszechniona, lecz sytuacja dojrzała już do kontrataku ze strony PiS. Doskonałej sposobności dostarczyły ostatnie wypowiedzi polityków europejskich, na czele z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, którzy biją się w piersi, przyznając, że to Polska i kraje bałtyckie miały rację, ostrzegając partnerów przed zaborczymi zamiarami Rosji.
Aby pochwalić się tymi wypowiedziami, a jednocześnie zaatakować PO i Tuska, specjalną konferencję prasową urządzili w siedzibie PiS w czwartek 15 września prezes Kaczyński z premierem Morawieckim. Była to kanonada wymierzona w Tuska, który – jak twierdzi Morawiecki – po katastrofie smoleńskiej „przytulał się z Putinem” i – jak znowu twierdzi Kaczyński – konsekwentnie uprawiał sprzeczną z interesami Polski politykę prorosyjską i proniemiecką, aby tylko w nagrodę móc objąć intratne stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej.
Pierwszy argument Kaczyńskiego, mający wykazać, że Tusk (niewymieniany z nazwiska) chodził na pasku Rosji i Niemiec, dotyczył zamiaru zawarcia kontraktu na zakup gazu z Rosji aż do 2037 r., i to po niekorzystnej cenie. Faktycznie tak było, „kontrakt jamalski” był niekorzystny i niezgodny z prawem europejskim (jednocześnie akurat niekorzystny również dla Niemiec), lecz na szczęście, po interwencji Komisji Europejskiej, został zrewidowany, a pod koniec rządów PO także cena rosyjskiego gazu została obniżona w wyniku procesu arbitrażowego. Następnie Kaczyński zarzucił PO wycofanie się z budowy gazociągu Baltic Pipe, choć faktycznie z inwestycji wycofali się Norwegowie. Zarzut, iż PO chciała sprzedać Lotos Rosjanom, również jest fałszywy i przewrotny, bo rząd Tuska się z tego wycofał, podczas gdy PiS i prezes Orlenu Daniel Obajtek, przejmując Lotos, świadomie wpuszczają na polski rynek węgierski MOL handlujący rosyjskimi paliwami. Dowiedzieliśmy się też, że Tusk odmówił budowy na terenie Polski amerykańskiej bazy rakietowej, której utworzenie PiS rzekomo wynegocjował. To również nie jest prawdą – to Amerykanie nie chcieli za bardzo zwiększać swojej obecności w Polsce, aby nie drażnić tym Rosji.
Morawiecki przekonywał, że Tusk zawsze prowadził politykę jednocześnie prorosyjską i proniemiecką, np. popierał budowę rurociągu Nord Stream 2. Jest to oczywiście kłamstwo, jakkolwiek prawdą jest, że w latach 2007–14, kiedy rządził Tusk, a więc przed atakiem Rosji na Ukrainę i zajęciem Krymu, Zachód bardzo liczył na zbudowanie dobrych relacji z Rosją, a polski rząd te nadzieje podzielał. Dziś łatwo mówić Morawieckiemu, że ta strategia legła w gruzach pod rosyjskimi bombami, lecz wtedy była po prostu naturalna. Na czym miała niby polegać polityka Zachodu wobec Rosji w tamtym czasie?
Morawiecki rozwodził się nad rurociągami i zapowiedział ujawnienie jakichś kompromitujących PO dokumentów. Wychwalał jednocześnie osiągnięcia PiS w dziedzinie uzyskania niezależności energetycznej od Rosji oraz przekop Mierzei Wiślanej, który ma nas uniezależnić od zgody Rosji na przepływanie statków przez jej wody terytorialne. Tyrady Morawieckiego, pełne gorzkich i ironicznych słów pod adresem Zachodu i jego wiernego sługi Donalda Tuska, warte są posłuchania jako popis retoryczny. Zadanie ma zresztą o tyle ułatwione, że faktycznie wielu polityków zachodnioeuropejskich znajdowało się na listach płac rosyjskich koncernów paliwowych. Łatwo więc postawić tezę, że cały Zachód był infiltrowany przez rosyjską agenturę, wobec czego de facto człowiekiem Putina był również sam Tusk.
Fiszer: Smoleńsk po raz kolejny. Nie było żadnego zamachu
„Kto tu jest ruskim agentem”
Nienawiść do Tuska aż kipiała w wypowiedziach Kaczyńskiego. Szef opozycji określany jest w perorach Kaczyńskiego jako „pewien całkowicie skompromitowany polityk”. Jak wiemy, Tusk w zasadzie nie pozostaje już dłużny swemu rywalowi i tak zapewne będzie do samego końca, czyli do wyborów. A klamrą spinającą dzisiejszy wykwit retoryczny władzy, dający wgląd w to, co może nas czekać w kolejnych miesiącach, był powrót do raportu Macierewicza.
Na pytanie dziennikarki TVN o przemilczanie ekspertyzy amerykańskiego NIAR Kaczyński odpowiedział to co Macierewicz – mianowicie że zadaniem ekspertyzy była odpowiedź na pytanie, jak wyglądałby rozpad samolotu przy założeniach co do parametrów lotu i maszyny przyjętych przez komisję Millera oraz ekspertów rosyjskich, a wynik był taki, że samolot rozbiłby się w całkowicie inny sposób, niż to miało faktycznie miejsce. Otóż to nieprawda. Symulacja opierała się, owszem, na założeniach Komisji Badania Wypadków Lotniczych, lecz nie były to jakieś tam założenia, lecz cała dostępna wiedza z czarnych skrzynek, pełna wiedza o budowie Tu-154, jak również wiedza o połamanych drzewach. Natomiast wyniki symulacji, wbrew temu, co powiedział Kaczyński, są bardzo zbliżone do stanu faktycznego.
W rozgrywaniu konkurencji pt. „kto tu jest ruskim agentem” PiS nie będzie przebierał w środkach ani brzydził się kłamstwa i manipulacji. Nie znaczy to, że jeśli będzie bardziej bezwzględny, wygra, czyli przekona niezdecydowanych wyborców. Jednak warunkiem zwycięstwa opozycji w tych paskudnych zawodach jest zdecydowane i konsekwentne nagłośnienie tego, co o rosyjskich powiązaniach PiS wiemy z dokumentów i świadectw, do których dotarli dziennikarze. Dziwne, że wciąż zawarte w ich publikacjach rewelacje nie są powszechnie znane. A jeśli chodzi o generalia, to owszem, może i rząd Tuska prowadził politykę bliskości z Niemcami i razem z całą Unią popełniał błędy w relacjach z Rosją, lecz nie oznacza to, że był przez Rosję sterowany.
W przypadku PiS, niezależnie od tego, kto od kogo brał pieniądze i z kim się spotykał, kto kogo nagrywał bądź z nagrań korzystał, jedno jest niezaprzeczalne – od samego początku prowadzi politykę antyeuropejską, nastawioną na osłabianie jedności Unii i przeciwdziałanie dalszej integracji europejskiej. A jest to polityka jakby na osobiste zamówienie Putina. Czy przez jego ludzi opłacona, czy nie, to może jest i ważne, lecz nie najważniejsze. Choćby nie wiedzieć ile konferencji prasowych urządził Morawiecki z Kaczyńskim, nie zmieni to faktu, że są politykami antyeuropejskimi, a tym samym sprzyjającymi fundamentalnym interesom strategicznym i zamiarom Rosji.
Czytaj też: Prezes zjeżdża do bazy. PiS jest bardzo osłabiony, jesień będzie nerwowa