W mętnej wodzie
Zdarzyło się Odrze i może się powtórzyć. Mętny krajobraz po katastrofie
Zatrucie metyzylenem, rtęcią, dioksynami, zrzutami solnymi z kopalń na Śląsku lub flotacji rud w KGHM, a nawet sabotaż – to pierwsze hipotezy tłumaczące masowe wymieranie nie tylko ryb, ale wszystkich organizmów żywych w Odrze. Dziś naukowcy z niemieckiego Instytutu Ekologii Słodkowodnej i Rybactwa Śródlądowego im. Leibniza (IGB), który koordynował reintrodukcję jesiotra bałtyckiego w Odrze, są prawie pewni, że ryby w rzece zabił glon – dokładniej silna toksyna, która może być wytwarzana przez gatunek alg Prymnesium parvum, żyjących w środowisku zasolonym, a więc w morzu. Lub skażonej solami rzece. Minister środowiska Anna Moskwa potwierdziła obecność w Odrze złotych alg, nadal jednak niewiele wiadomo o przyczynach katastrofy. Czy też raczej o tym, kto odpowiada za zasolenie Odry w takim stopniu, że pojawiły się zabójcze algi i ich toksyny.
– Sama przyroda jest detektorem zjawisk. A to oznacza, że pojawienie się martwych ryb w większej ilości powinno uruchomić procedury badawcze. I oczywiście jedna martwa ryba to przypadek, ale jeśli są ich setki, to natychmiast należy nie tylko pobrać próbki wody do badań. Konieczne jest też zbadanie ryb, innych martwych zwierząt, bo przecież w rzece żyją nie tylko ryby. W przypadku tej katastrofy martwe ryby zostały wysłane do badania dwa tygodnie po ujawnieniu pierwszych masowych śnięć. To naprawdę bardzo późno – mówi prof. Andrzej Woźnica, dyrektor Śląskiego Centrum Wody Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
Sekwencja wydarzeń
Tak naprawdę nie wiadomo, kiedy dokładnie zaczęła się katastrofa ekologiczna na Odrze. Czy już w marcu, w kanale Gliwickim – bo wtedy ujawniono pierwsze masowe śnięcia ryb. Czy raczej 27 lipca, kiedy martwe ryby w Oławie zobaczyli wędkarze wrocławskiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego.