Trzy tygodnie katastrofy ekologicznej na Odrze pokazują, jak marnie polskie służby publiczne radzą sobie ze złożonymi sytuacjami kryzysowymi. Wiemy, jak źle było i jest z covidem. Teraz przekonaliśmy się, że zawiódł system zarządzania Odrą. Rzeka jest jedna, długa, płynie przez cztery województwa, a zajmuje się nią wianuszek fatalnie skoordynowanych, nieporadnych instytucji.
Rzeki w Polsce. Kto za nie odpowiada?
Na czele z Wodami Polskimi, przedsiębiorstwem powołanym przez obecną ekipę rządową i przypominającym Lasy Państwowe, tyle że odpowiedzialne za zarządzanie wodami. Wody Polskie powstały po zlikwidowaniu systemu opartego na regionalnych zarządach gospodarki wodnej, jednak nowe podejście nie usprawniło gospodarowania, za to pozwoliło na szereg zmian personalnych. I wdrażanie na sporą skalę pomysłów prostowania czy betonowania rzek. Oprotestowywanych przez organizacje chroniące przyrodę i ogromną część środowiska naukowego, bo przedsięwzięcia te są często sprzeczne z ustaleniami nauki i szkodliwe w obliczu zachodzących zmian. Wody Polskie wydają także zgody na wrzucanie do rzek zanieczyszczeń. Decyzje te powinny być poparte stanem wiedzy o tym, jakich pozwoleń już udzielono i co się w rzece czy jeziorze aktualnie dzieje.
Monitoringiem jakości wody zajmuje się Główny Inspektorat Ochrony Środowiska (GIOŚ). Szefowie żadnej z tych instytucji nie stracili natychmiast stanowisk, choć ich występy medialne przyspieszyły sprawę.
Czymś w rodzaju policji środowiskowej jest jeszcze Inspekcja Ochrony Środowiska. Ale wojewódzcy inspektorzy, z odrębnością od GIOŚ, podlegają wojewodzie i działają w granicach województwa. Coś do powiedzenia ma też Inspekcja Weterynaryjna; jej zadania związane są m.in. z chorobami zakaźnymi zwierząt i jakością żywności pochodzenia zwierzęcego. A zbieraniem martwych ryb powinien zajmować się Polski Związek Wędkarski (na lądzie, w miejscach, gdzie można polować, podobne zadania ma Polski Związek Łowiecki). Stąd m.in. zaangażowanie wędkarzy na pierwszej linii frontu. Ale czym innym jest wyciąganie pojedynczych ryb, a czym innym zbiór dziesiątek ton.
Podkast: Co się stało z Odrą i jak możemy jej pomóc
Monitoring wód. Co i jak poprawić?
Odra pokazała, że system jest źle skoordynowany, tonie w chaosie kompetencyjnym, komunikacja między instytucjami okazała się niewystarczająca. Efekt jest taki, że przyczyny problemu wciąż nie są znane, brakuje prób z początku katastrofy, liczba wszystkich pobranych próbek jest śladowa, a alarmy obywateli – wędkarzy, mieszkańców, związanych z rzeką przedsiębiorców i nadodrzańskich samorządów – nie były brane poważnie lub trafiły w próżnię.
Ewentualna odpowiedzialność zależeć będzie więc od tego, czy uda się wykryć przyczynę i sprawcę bądź sprawców, jeśli w grę wejdzie zanieczyszczenie spowodowane konkretnym incydentem. Bo niewykluczone, że masowe śnięcie ryb zostało wywołane splotem czynników i procesów w rzece. Co zmniejszyłoby szanse na uzyskanie odszkodowań, zwłaszcza przez stratnych przedsiębiorców. I byłoby złą wiadomością w ogóle, wskazującą na kiepską kondycję rzeki.
Ekipa PiS nieudolność podległych sobie instytucji próbuje kamuflować w swoim stylu: obietnicą dużej sumy pieniędzy. Ministra klimatu i środowiska Anna Moskwa zapowiedziała 250 mln zł na cyfryzację i automatyzację monitoringu jakości wód, w sposób ciągły mierzącego szereg parametrów, pewnie wielkość przypływu, temperaturę wody, poziom zanieczyszczeń itd.
Wskazuje to na co najmniej dwie rzeczy: sieć takich stacji badawczych jest potrzebna i powinna powstać już dawno, bo obecny styl monitoringu, realizowanego osobiście przez inspektorów, jest niewydolny. Aczkolwiek inicjatywa Moskwy – bohaterki kolejnego poważnego kryzysu, trwa przecież epopeja z drogim i brakującym węglem – budzi eksperckie wątpliwości, bo nie wiadomo, jak ów nowy system ma wyglądać i czy uda się go uzdrowić dorzuceniem góry sprzętu.
Czytaj też: Kto zabił Odrę? Rzeka będzie martwa przez co najmniej 10 lat
Katastrofy, które zdmuchują rządy
Ruch jest zrozumiały, gdy przyjrzeć się choćby sondażowi dla „Faktów” TVN. Ankietowani jako pierwszych do dymisji na tle sytuacji na Odrze wskazali przede wszystkim ministrę Moskwę, ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka, wojewodów i premiera Mateusza Morawieckiego. Innymi słowy uznali, że to rząd bezpośrednio odpowiedzialny jest za katastrofę i usuwanie jej skutków. 68 proc. pytanych działania rządu uznało za „zdecydowanie złe” lub „raczej złe”, tylko 20 proc. stwierdziło, że politycy opanowują problem „dobrze” lub „prawie dobrze”.
Tym samym Zjednoczona Prawica dołącza do długiego pochodu polityków poturbowanych przez katastrofy naturalne. Nie pierwszy raz. Po wichurze w Borach Tucholskich wojewoda pomorski drwił, że nie będzie wysyłał wojska do grabienia liści. Chwilę później rząd rzucił się ze spóźnioną pomocą, do tego stopnia chaotyczną, że limuzyna ministra obrony Antoniego Macierewicza utknęła w błocie. Odra jest dla polskich polityków szczególnie groźna, o czym najlepiej wie chyba Włodzimierz Cimoszewicz. Właśnie minęło ćwierć wieku od jego sensownej rady, by się ubezpieczać.
Jednak katastrofa naturalna błyskawicznie zmienia dynamikę społeczną. Stąd reakcja oburzenia na „taki mamy klimat” Elżbiety Bieńkowskiej. Dwa lata temu Australijczycy nie wybaczyli premierowi późnego powrotu z wakacji podczas wielkich pożarów buszu, zresztą chwilę później jego partia straciła władzę. Ameryka pamięta spóźnioną reakcję prezydenta George’a W. Busha na zalanie Nowego Orleanu. Nawet chińscy komuniści, niby kontrolujący starannie społeczeństwo, mierzą się z falą oburzenia w obliczu trzęsień ziemi czy powodzi.
Generalna zasada jest taka, że najbardziej władza obrywa za próbę zbagatelizowania lub niewpasowania się w społeczną emocję, w trakcie kryzysu mocno rozedrganą. W naszym klimacie dochodzi do nich często w okresie wakacji letnich czy zimowych i opieszałość z powrotem z wyjazdu wypoczynkowego premierów bądź ministrów to gwóźdź do trumny karier polityków. Tymczasem obywatele widzą osobiście lub w relacjach z drugiej ręki, że coś się dzieje, oczekują, że ktoś problem opanuje, a nie go zagada. Zobaczymy, jak wyborczo sprawdzi się taktyka Jarosława Kaczyńskiego: przemilczenia i niedostrzegania niepokojącej ogół sytuacji.