Czarno to widać
Czy zimą będzie zimno? Czarno to widać. Rosną ceny węgla, którego nie ma
Skład węgla w Katowicach: – Od trzech miesięcy nic nie mamy, ani ekogroszku, ani orzecha. Kiedy dostawa? Nie wiemy. Nie zapisujemy na listę, proszę dzwonić i się dowiadywać. W Zielonej Górze podobnie: – Właśnie wyjechały nam ostatnie auta. Nic już nie mamy, przykro nam. Skład w Szczecinie: – Zostało nam trochę kamiennego. Jakość niewysoka, ale po dwa osiemset. Pięć ton pan potrzebuje? Wykluczone. Dwie mogę sprzedać maksymalnie. I Wrocław: – Grubego nie mamy, ale jest jeszcze kilka ton ekogroszku. Luzem za trzy dwieście, workowany po trzy trzysta. Ale trzeba odebrać samemu. I trzeba się pospieszyć, bo nie wiadomo, kiedy będzie dostawa.
Tak w praktyce wyglądają zapewnienia Mateusza Morawieckiego. „Składy węgla nie są puste” – mówił 22 lipca premier podczas obrad nad ustawą o dodatku węglowym. Zapowiedział też, że statki z importowanym surowcem będą płynęły do Polski z bardzo wielu krajów świata, a wydobycie w polskich kopalniach zostanie zwiększone. Media i eksperci od energetyki mówią, że to zagadywanie rzeczywistości. Kryzys rozpoczął się w kwietniu, gdy Polska nałożyła embargo na węgiel pochodzący z Rosji i Białorusi. W 2020 r. z Rosji pochodziło blisko 18 proc. światowego eksportu tego surowca. Ale aż połowa dostaw dla gospodarstw domowych w Polsce.
Efekt? Polacy ogrzewający domy węglem – a to ponad 3,8 mln gospodarstw domowych, które w sumie potrzebują ok. 9 mln ton – nie mają go gdzie kupić, a jeżeli nawet w składach ostały się jakieś resztki, to są kilka razy droższe niż przed wiosną. A środek lata to czas, żeby robić zakupy na jesień i zimę. Przed milionami Polaków stanęło pytanie: wybrać chłód czy biedę?
Wiele wskazuje na to, że sposób, w jaki PiS zarządza kryzysem węglowym, zasili długą listę grzechów tej partii w dziedzinie energetyki.