Kraj

Order uśmiechu

Rano robię obchód okolicy. Sprawdzam, czy nas w nocy nie zgentryfikowali. To przychodzi nagle.

Pewnego dnia nadciągają kolektywy artystyczne, przestrzenie kultury, kooperatywy, hale gastronomiczne i strefa parkingowa. Znikają imigranci, za to pojawia się mnóstwo osób przejętych losem imigrantów. U szewca jeszcze wisi nieuleczalna kartka „Zamknięte z powodu choroby”, ale w sąsiednim lokalu już przyjmuje barber, pogodny olbrzym z markową brzytwą. Zmumifikowane świńskie nogi tańczą w witrynie delikatesów. Studenci ASP osaczają ostatniego zegarmistrza, żeby mu zrobić szyld w stylu retro.

Nowi gospodarze z teatralnym entuzjazmem podchodzą do swoich zajęć. Zamiast obcinać kolce i owijać łodygi paskiem folii aluminiowej, opowiadają o „szczególnym projekcie olfaktorycznym, który łączy odległe galaktyki ze zmysłowymi molekułami, używając olejków eterycznych, wosków roślinnych i szlachetnych substancji zapachowych”.

Kryzys. Wojna. Glapiński. A proces i tak postępuje.

*

Więc wstaję rano i sprawdzam wszystko po kolei. Płot plebanii po staremu. Za płotem sad, gdzie dojrzewają wiśnie. Kancelaria czynna w godzinach – po staremu. Chrześcijańska przychodnia – po staremu. Monitoring płodności – bez zmian. Pierogarnia Caritasu otwarta jak dawniej, chociaż ruskie pierogi zmieniły nazwę. Sklep Red is Bad szykuje się do jesiennej ofensywy. Z fryzjerni dobiega gwar włosów. Coś nieczynne. Coś zamknięte. Coś zabite. Coś zasłonięte płytą pilśniową.

Płoty porastają dzikim winem, a ściany papierem. Zaginął pies. Uciekł kot. Przepadł dron. Kot nie reaguje na swoje imię. Dron jest w trakcie leczenia. Na znalazcę czekają dzieci.

*

Któregoś dnia odkrywam, że zwinął się sklep papierniczy. Nie był najlepszy. Mieli tam głównie tusz do pieczątek i bloczki rachunkowe. Panował półmrok, a sprzedawca nigdy się nie uśmiechał.

Polityka 29.2022 (3372) z dnia 12.07.2022; Felietony; s. 88
Reklama