Oto najnowszy przeciek z tzw. skrzynki Dworczyka („Poufna Rozmowa”). Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów minister Michał Dworczyk pisze (7 stycznia 2019 r.) do premiera Morawieckiego prywatną wiadomość na prywatny adres mailowy: „Mateusz, odwiedziłem dziś (wkrótce po Twojej rozmowie) p. Julię P. Omówiłem z panią prezes 3 tematy: 1. Rocznik 1953 – na razie odroczone (Kieres, 250 mln – 1,5 mld) 2. Świadczenie opiekuńcze na razie odroczone (Muszyński) do 19 lutego (ok 5 mld) 3. Służebność gruntów dot. przesyłu na razie odroczone (Muszyński) (kilkanaście mld) Numerem 2 zajmuje się podobno już Tomek Fill więc wejdę z nim w kooperacje. Michał”.
Prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska, której stanowisko niedawno zawisło na włosku, odpowiada stanowczym dementi w publicznych mediach: „Nigdy z nikim nie omawiałam żadnych wyroków Trybunału, żadnych orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego poza naradami sędziowskimi w Trybunale Konstytucyjnym”. To samo powtórzyła w radiowej Trójce.
Maile Dworczyka. Czara się przeleje?
Dementi Julii Przyłębskiej jest dość rozpaczliwe i raczej przeciwskuteczne. Nikt jej bowiem nie zarzuca, że rozmawiała o wyrokach, lecz jedynie o odsuwaniu w czasie spraw niewygodnych dla rządu. W pierwszej chodzi o prawa kobiet z rocznika 1953, które przechodząc na wcześniejszą emeryturę, tracą część uposażenia po osiągnięciu ustawowego wieku emerytalnego. W drugiej sprawie chodzi o krzywdę opiekunów dorosłych niepełnosprawnych, którzy nie mogą otrzymywać świadczenia opiekuńczego, jeśli jednocześnie są rencistami. W trzeciej – o rozstrzygnięcie stawiające w lepszej pozycji procesowej osoby domagające się m.in. od przedsiębiorstw energetycznych opłat za wykorzystywanie (prawem służebności) prywatnych gruntów pod słupy wysokiego napięcia.
W każdym przypadku chodzi o pieniądze – opieszałość TK pozwoliła rządzącym zaoszczędzić znaczne kwoty kosztem nierzadko biednych i pokrzywdzonych przez los osób. I poza wszystkim, czyli poza kwestiami prawnymi i politycznymi, to właśnie może jest w sprawie tego najnowszego „wycieku” najsmutniejsze.
Fakt, że machinacje władzy z podległym jej de facto Trybunałem Konstytucyjnym uderzają w żywotne interesy zwykłych obywateli, daje opozycji nadzieję, że społeczeństwo przebudzi się z letargu i wreszcie się przejmie potokiem szamba wylewającego się ze „skrzynki Dworczyka”. Każdy z dotychczasowych przecieków – zupełnie niezależnie od tego, kto za nimi wszystkimi stoi – w porządnej demokracji zmiótłby rząd. Ba, również w Polsce, jaką pamiętamy sprzed kilkunastu lat, zapewne by tak było. Afera Rywina, która doprowadziła do upadku rząd lewicy, to zaiste naiwny drobiażdżek w porównaniu z szalbierstwami tej władzy, a wśród nich owymi nieszczęsnymi mailami Dworczyka, z których jasno wynika np. to, że PiS gotów był zaniechać ratowania tysięcy istnień ludzkich i nie wprowadzać obostrzeń covidowych jak w całej Europie i na całym Zachodzie, byleby tylko nie narazić się elektoratowi.
Jednakże nawet to nie wywołało gniewu opinii publicznej. Paradoksalnie, gdy przekroczona jest pewna granica zepsucia, władza staje się bezkarna, bo społeczeństwo przestaje oczekiwać od niej przyzwoitości i praworządności. To szalenie frustrujące zjawisko. Ma jednak swoją dynamikę – wciąż nie można wykluczyć, że jakaś kropla przeleje czarę goryczy. Może właśnie teraz tak się stanie?
Przyłębska czy Dworczyk. Kogo odsunąć?
Rozmowy z rządem prowadzone przez prezes niezawisłego Trybunału Konstytucyjnego na temat harmonogramu prac TK to nie tylko pogwałcenie dobrych obyczajów, lecz również działanie bezprawne, naruszające konstytucyjne gwarancje niezawisłości sędziowskiej i niezależności TK. Posłowie opozycji już zawiadomili prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez Julię Przyłębską i Michała Dworczyka. Niby to tylko formalność i symboliczny gest, lecz nie do końca – gdy PiS straci władzę, sprawa zapewne powróci razem z setkami innych.
Tymczasem Jarosław Kaczyński będzie musiał podjąć decyzję, czy jednak nie odsunąć któregoś z dwojga głęboko skompromitowanych podwładnych – Przyłębskiej albo Dworczyka. Przyłębską chroni prawo (kadencyjność jej funkcji), co może nie jest dla prezesa PiS wielką przeszkodą, lecz zawsze przyjemniej robić rzeczy łatwiejsze. A usunięcie Dworczyka z rządu jest z pewnością łatwiejsze. Wtedy jednakże dysponenci jego skrzynki mailowej mogliby się zrobić nerwowi i wypuścić jakiegoś większego dżina ze swojej butelki. Nie można przeto wykluczyć, że powróci sprawa oświadczeń majątkowych Przyłębskiej i jej mieszkania służbowego w Warszawie, a następnie miłościwy prezes Kaczyński wręczy swojemu „odkryciu towarzyskiemu” wielki bukiet róż i poprosi o przejście na zasłużoną niewątpliwie emeryturę. Zobaczymy.
Niekończąca się (choć tak frustrująco nieszkodliwa dla władzy) afera z mailami Dworczyka jest niebagatelnym casusem natury etycznej. Sam fakt, że członkowie rządu korespondują ze sobą z prywatnych skrzynek, bojąc się zarchiwizowania ich niemoralnych i wstydliwych listów, jest już czymś niebywałym. Za coś takiego w USA i w Europie Zachodniej traci się stanowisko.
Przeraża też podatność rządzących na infiltrację ze strony wrogich służb. Rosyjscy agenci pomogli ludziom PiS nagrać polityków w restauracji Sowa i Przyjaciele, a w konsekwencji przejąć władzę w Polsce. Dzisiaj być może ta sama grupa agentów straszy PiS „kompromatami” ze skrzynki Dworczyka. Strach pomyśleć, jak głęboko może sięgać uzależnienie ekipy Kaczyńskiego od Rosji. Dziwne konszachty biznesowe i agenturalne kluczowych postaci z kręgów władzy świadczą o tym, że może to być uzależnienie na poziomie zdrady. Śledztwa dziennikarskie na to by wskazywały. Czy będą w tej sprawie również śledztwa prokuratorskie? Czas pokaże. Donald Tusk obiecuje, że nie powtórzy swego błędu z 2007 r., kiedy całkowicie zrezygnowano z rozliczenia rządów PiS w świetle prawa karnego.
Rząd PiS poza moralnością i prawem
Niebywały jest ponadto amoralizm rządu, którego przedstawiciele nie próbują nawet negować autentyczności maili ze skrzynki Dworczyka (a nawet ją okazjonalnie potwierdzają), lecz jednocześnie domagają się od dziennikarzy i obywateli swoistej blankietowej solidarności z ich bohaterami. Mamy powstrzymywać się od wszelkiej krytyki i wyciągania konsekwencji wobec winnych bezprawia i podłości tylko z tej racji, że materiały zostały wykradzione i opublikowane przez wrogich agentów. Tak jak gdyby nakaz solidarności z władzą w obliczu konfrontacji z obcą i wrogą siłą oznaczał, że wszelkie jej przewiny zostają unieważnione.
Otóż trzeba powiedzieć głośno, że takie roszczenie to czysta bezczelność, a niedementowanie treści ujawnianej korespondencji pod pretekstem niepomagania wrogom w realizowaniu ich celów politycznych oznacza tylko jedno: są prawdziwe. Wrogom pomagałoby bowiem wyłącznie to, że właśnie takimi, czyli prawdziwymi, się okażą. Gdyby były fałszywe i spokojnie a wiarygodnie zdementowane przez rząd jako fałszywki, cała wroga akcja spaliłaby na panewce.
Możemy przeto zakładać, że te (zapewne) rosyjskie przecieki są prawdziwe, a jeśli jak dotąd nie wywołują skutków w postaci obalenia rządu i postępowań prokuratorskich, to tylko dlatego, że rząd ten od dawna już funkcjonuje poza przestrzenią moralną oraz prawną i prawie żaden przyzwoity i zorientowany politycznie człowiek nawet nie sili się już na dalsze jego moralne potępianie. Po prostu mamy już dość własnej bezsilności i ich bezczelności. Jak głosi cyniczne i szydercze zawołanie internetowych trolli pracujących dla PiS: „słychać wycie? znakomicie!” – wolimy przeto już nie wyć. Trudno o bardziej żałosne położenie moralne – i rządu PiS, i nas wszystkich. W tym sensie za maile Dworczyka płacimy moralną cenę wszyscy – niezależnie od tego, czy polecą jakieś głowy.