Przypomniał, że celem tej organizacji była walka z imperialną Rosją, mającą w tamtym czasie nazwę ZSRR. Niestety, jak wiadomo, ugrupowaniu temu nikt w tej walce nie pomógł; w przeciwieństwie do Ukrainy SW nie dostała z zagranicy karabinów, hełmów ani haubic, jedynie trochę sprzętu poligraficznego i gotówki, za pomocą której nie dało się wyrządzić Imperium Rosyjskiemu większej krzywdy.
W efekcie SW przegrała walkę nie tylko z Rosją, ale także z Solidarnością Lecha Wałęsy, co sprawiło, że to ta ostatnia przez długie lata bezpodstawnie przypisywała sobie zasługi w obaleniu komunizmu. Dopiero za rządów PiS dzięki wysiłkom premiera Morawieckiego zwycięstwo zaczęło się przechylać na stronę organizacji jego ojca. Opowieści premiera stały się ważnym źródłem wiedzy o tym, że w walce o wolną Polskę SW – w której on sam u boku ojca działał od dziecka – była ugrupowaniem ważniejszym od przereklamowanej i naszpikowanej agentami Solidarności Wałęsy.
Nie wiadomo, czy Morawiecki senior mógł w latach 80. Rosję pokonać, ale uważam, że w późniejszych latach w żadnym razie nie powinien był Rosji odpuszczać. Niestety, zamiast kontynuować walkę w momencie, gdy Rosja była mocno osłabiona pod rządami wiecznie pijanego Jelcyna, przyjaźnie się o niej wypowiadał, przekonując, że rosyjska demokracja nie odbiega od europejskich standardów. Oczywiście Rosja natychmiast to wykorzystała, wybierając na prezydenta kagiebistę Putina, napadając na Gruzję, anektując Krym i organizując zamach smoleński.
Panuje opinia, że gra na zbliżenie z Rosją była błędem lidera SW, dlatego dobrze, że inny lider – Robert Bąkiewicz, szef Marszu Niepodległości i Straży Narodowej powołanej do obrony kościołów przed kobietami oraz osobami LGBT – nie zamierza tego błędu powtarzać.