Kraj

PiS majstruje przy dacie wyborów samorządowych

Szef klubu PiS Ryszard Terlecki zapowiedział złożenie ustawy w sprawie przesunięcia terminu wyborów samorządowych. Szef klubu PiS Ryszard Terlecki zapowiedział złożenie ustawy w sprawie przesunięcia terminu wyborów samorządowych. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Partia Jarosława Kaczyńskiego po raz kolejny rozpoczyna bohaterską walkę z problemem, który sama stworzyła. Ale za propozycją przesunięcia terminu wyborów lokalnych stoją motywy polityczne.

W ostatnim czasie prominentni politycy PiS, m.in. Ryszard Terlecki, coraz częściej wspominają o konieczności przesunięcia przyszłorocznych wyborów samorządowych. Powodem jest ich kolizja z odbywającymi się w podobnym czasie wyborami parlamentarnymi. Wybory lokalne powinny odbyć się między 24 września a 8 października 2023 r., a parlamentarne między 15 października a 5 listopada 2023 r. Pomysł przesunięcia wyborów samorządowych popiera też Państwowa Komisja Wyborcza.

Jakie polityczne motywy stoją za tym pomysłem? PiS może zależeć na tym, żeby oczyścić sobie pole przed wyborami do Sejmu i Senatu, kluczowymi dla utrzymania władzy w kraju. W wyborach samorządowych partia wypada zwykle słabiej: w dużych ośrodkach wygrywa opozycja, w najmniejszych – komitety lokalne. Kiepskie wyniki w wyborach samorządowych mogłyby osłabić morale wyborców PiS przed wyborami parlamentarnymi.

Czytaj też: Kamieni (milowych) kupa. Nowa udręka rządu PiS

Dlaczego wybory trzeba przesunąć

Zbieg wyborów jest efektem uchwalenia przez PiS w 2018 r. ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu zwiększenia udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowania niektórych organów publicznych. Poza szeregiem zmian dotyczących organizacji czy przebiegu samych wyborów, jak wprowadzenie komisarzy wyborczych czy mężów zaufania, ustawa zmieniła też skład Państwowej Komisji Wyborczej oraz wprowadziła dwukadencyjność dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast.

To ostatnie rozwiązanie łączyło się z wydłużeniem kadencji wszystkich władz samorządowych z czterech do pięciu lat. To z kolei spowodowało, że co pewien czas wybory do parlamentu (w którym kadencja trwa 4 lata) i wybory samorządowe będą wypadały w tym samym roku. Wcześniej sytuacja taka nie miała miejsca, ponieważ wybory odbywały się w różnych latach, a kadencje trwały tyle samo.

Czytaj też: Gra kalendarzem

Jakie problemy może to spowodować

Podstawowym problemem wynikającym z ewentualnego przesunięcia wyborów samorządowych na wiosnę 2024 r. jest kolejna kolizja, tym razem z wyborami do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się zapewne w maju lub czerwcu. Przedstawiciele PiS twierdzą jednak, że organizacja wyborów europejskich jest znacznie prostsza i taka kumulacja wyborcza byłaby do zaakceptowania.

Kwestionowana mogłaby być też konstytucyjność takiego rozwiązania. Choć ustawa zasadnicza nie wypowiada się wprost na ten temat, to część naukowców jest zdania, że wydłużenie kadencji samorządów mogłoby nastąpić jedynie z jakiegoś naprawdę istotnego powodu oraz że nie powinno być nadmierne. Ze spełnieniem drugiego z tych warunków raczej nie powinno być problemu, mowa jest bowiem o kilku miesiącach.

Problematyczna jest natomiast kwestia powodu takiego działania. Wydłużenie kadencji samorządów miało już raz miejsce w Polsce – podczas dużej reformy administracyjnej za czasów rządów Jerzego Buzka. Wtedy też przesunięto datę wyborów samorządowych (które pierwotnie odbywały się na wiosnę), ale uzasadnieniem była likwidacja jednostek samorządowych, do których wybory miały się odbyć. Wydaje się, że organizacja dwóch głosowań w odstępie półtora miesiąca takim uzasadnieniem nie jest.

Czytaj też: Jedna lista? Dwie? Cztery? Platforma zaprasza, chętnych brak

Potrzebna byłaby ustawa

Aby przesunąć wybory, konieczne byłoby uchwalenie ustawy. 10 czerwca Ryszard Terlecki powiedział, że projekt taki jest już gotowy i niebawem zostanie skierowany do Sejmu. Podobnie wypowiadał się sekretarz generalny PiS Krzysztof Sobolewski. Od ich słów dystansował się Mateusz Morawiecki, który powiedział, że nie ma jeszcze decyzji co do kształtu regulacji oraz w ogóle co do tego, czy zostanie ona skierowana do prac w parlamencie.

Sama ustawa musiałaby zmieniać szereg ustaw, które określają długość kadencji poszczególnych szczebli samorządu (gminy, powiaty i województwa). Niewykluczone, że zmieniony musiałby zostać też kodeks wyborczy, co wiązałoby się ze szczególnym trybem zakładającym m.in. dłuższe terminy na poszczególne etapy legislacyjne (wynika to z regulaminu Sejmu). Bardziej prawdopodobne wydaje się więc, że PiS zdecydowałby się na wniesienie do Sejmu projektu specustawy ścieżką poselską.

Podobne rozwiązanie miało miejsce przy próbie organizacji tzw. wyborów korespondencyjnych na prezydenta w 2020 r. Wtedy nie udało się doprowadzić do uchwalenia ustawy, ponieważ sprzeciwił się temu Jarosław Gowin. Wydaje się natomiast, że PiS nie miałby problemu z przegłosowaniem ustawy wydłużającej kadencję samorządów.

Czytaj też: Ile ważą samorządowcy

Do pomysłu niezbyt chętnie podchodzi Andrzej Duda

Ewentualnym problemem dla PiS może okazać się prezydent. Generalnie jest on niezbyt przychylny wobec zmian w przepisach wyborczych. W 2018 r. zawetował nowelizację kodeksu wyborczego, która zmieniała zasady wyborów do Parlamentu Europejskiego. Wprowadzała ona m.in. realny próg wyborczy na poziomie kilkunastu procent. Zmiana ta byłaby korzystna dla PiS, a mimo to prezydent jej nie podpisał.

W sprawie przedłużenia obecnej kadencji samorządów wypowiedział się ostatnio minister z prezydenckiej kancelarii Andrzej Dera. Powiedział on, że zdaniem prezydenta wybory powinny odbywać się w terminach konstytucyjnych, chyba że wystąpią jakieś nadzwyczajne okoliczności. Dodał jednak, że w opinii prezydenta nakładanie się wyborów nie wydaje się taką okolicznością.

PiS nie zdołałby odrzucić prezydenckiego weta. Potrzebna do tego jest bowiem większość trzech piątych głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.

Czytaj też: Drugie wejście Dudy. Czy prezydent znów uratuje prezesa?

Współpraca Łukasz Lipiński

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną