Premier liczy, że za chwilę „popłyną pieniądze” z Unii na KPO, bo udało się przekonać (przekupić?) ziobrystów do poparcia prezydenckiego projektu likwidacji Izby Dyscyplinarnej. Jednocześnie w tym samym dniu, gdy sejmowa komisja przygotowała projekt do drugiego czytania, premier Morawiecki publicznie szkalował polskich sędziów, których władza za pomocą tej Izby prześladuje. A Komisja Europejska, która ma ocenić, czy prezydencki projekt spełnia warunki ucywilizowania postępowania dyscyplinarnego przeciw sędziom, ogląda ten spektakl i nie może go przy tej ocenie pominąć.
Czytaj też: Miliardy euro na sinusoidzie. PiS ogłasza przełom
Morawiecki z meldunkiem w Brukseli
19 maja premier Morawiecki stwierdził wobec dziennikarzy, że poinformował przewodniczącą KE Ursulę von der Leyen, iż ponad 90 proc. spraw rozpatrywanych przez Izbę Dyscyplinarną wobec sędziów to przestępstwa pospolite: gwałty, kradzieże i prowadzenie samochodu w stanie nietrzeźwości. Zabrzmiało to dość dziwnie, bo przecież prokurator generalny i prorządowe media zazwyczaj dbały o najszersze nagłośnienia takich przypadków z przeszłości. Umieszczano je nawet na billboardach w całym kraju. A od kilku lat działalność Izby Dyscyplinarnej w opinii publicznej pojawia się nie z okazji kradzieży czy gwałtów, ale orzekania w zgodzie z orzecznictwem międzynarodowych trybunałów, głównie na temat legalności sędziowskich powołań z udziałem neo-KRS. Z tego zresztą powodu Unia zażądała likwidacji Izby Dyscyplinarnej i zreformowania postępowania dyscyplinarnego tak, by nie mogły służyć politycznemu prześladowaniu sędziów.
A tu premier zgłasza się do KE z meldunkiem, że za chwilę Sejm uchwali likwidację ID (tak naprawdę to zmiana nazwy i składu osobowego na wybrańców prezydenta), jak sobie KE życzyła. Ale zaraz zaznacza, że Komisja zwalcza ciało, które pryncypialnie egzekwuje od sędziów odpowiedzialność za gwałty i piractwo drogowe. Czytaj: Komisja tym samym chroni gwałcicieli i zabójców drogowych.
Tymczasem jeden z prześladowanych za orzekanie sędziów: sędzia Izby Karnej SN Włodzimierz Wróbel, sięgnął po dane z postępowań dyscyplinarnych i w mediach społecznościowych poinformował, że od 2018 r., gdy ID rozpoczęła działalność, była jedna sprawa, w której zarzucono sędziemu gwałt, jedna o kradzież (przelew pieniędzy bez uprawnienia) i 16 o kierowanie w stanie nietrzeźwości, co daje 11 proc. spraw rozpatrywanych przez Izbę Dyscyplinarną. 11 proc., a nie „ponad 90 proc.”, jak ogłosił premier.
Czytaj też: Karykatura prokuratury. Mrozić, szykanować, robić miejsce dla swoich
Premier fałszywie poinformowany
Ponad pięćdziesięciu sędziów sądów polskich, w stosunku do których aktualnie prowadzone są postępowania dyscyplinarne w związku z obroną niezależności sądownictwa, konstytucji lub orzeczeniami nie po myśli władzy wykonawczej, wystosowało w tej sprawie list otwarty do premiera: „Żaden z nas nie ma zarzutu popełnienia przestępstwa pospolitego, w tym gwałtu, kradzieży czy prowadzenia pojazdu w stanie nietrzeźwości. Uważamy, że zarzuty dyscyplinarne nam postawione związane są z obroną niezależności sądownictwa, obroną konstytucji lub też wydaniem orzeczeń nie po myśli władzy wykonawczej” – piszą. Domagają się przedstawienia danych, na podstawie których premier powiedział to, co powiedział, i ustalenia winnych wprowadzenia go w błąd – bo sędziowie zakładają, że został fałszywie poinformowany.
Można przypuszczać, że cała historia z nieprawdziwymi danymi nie pomoże sprawie odkręcenia kurka z miliardami euro. Za to dobrze pokazuje prawdziwe intencje polskich władz politycznych wobec sędziów i unijnych oczekiwań. Czy premier się wycofa i przeprosi? Łatwiej uwierzyć w to, że oskarży dziennikarzy o fałszywą interpretację jego wypowiedzi i „wyjęcie jej z kontekstu”.
Czytaj też: Pieniądze i sprawiedliwość. Jak się ziobryści targują z PiS
Sprawa o naruszenie dóbr sędziów
Cała sprawa nadawałaby się na cywilny proces o naruszenie dóbr osobistych. Taki proces (wytoczony przez ówczesnych sędziów SN Małgorzatę Gersdorf i Krzysztofa Raczkę) przegrał w grudniu zeszłego roku Stanisław Piotrowicz, dziś sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Jako członek neo-KRS rozstrzygał konkurs na sędziów nowo powstającej Izby Dyscyplinarnej. Powiedział mediom, że chodzi o to, by sędziowie „złodzieje” nie korzystali dłużej z przywileju bezkarności. Teraz premier Morawiecki do wątku „złodziei” dorzucił gwałcicieli i pijanych kierowców. Nieostrożnie, bo to nie abstrakcyjna dyskusja nad wyższością Trybunału Przyłębskiej nad TSUE i ETPCz, ale policzalne konkrety.
Czytaj też: Groźna kiełbasa wyborcza, czyli Ziobro idzie na ostro