Kraj

Zmiana ordynacji do Sejmu? PiS chciałby, ale nie wie, czy może

Posłowie PiS w Sejmie Posłowie PiS w Sejmie Adam Chełstowski / Forum
Zdolność obozu władzy do przeprowadzania trudnych operacji politycznych znacząco spadła w porównaniu z poprzednią kadencją – wraz ze spadkiem jego spójności.

PiS nigdy nie cierpiał na nadmiar demokracji wewnętrznej, a teraz będzie jej jeszcze mniej. Ogłoszona po posiedzeniu komitetu politycznego kolejna reforma struktur przyniesie wzmocnienie centrali w stosunku do władz okręgowych. Z 41 okręgów zrobi się 94 (zbliżonych do okręgów senackich), co w oczywisty sposób zmniejszy władzę lokalnych prezesów – im więcej ich będzie, tym mniej będą mogli.

Czytaj też: Alians z PiS w wersji light? Opozycja kopie sobie polityczny grób

Prezes ma zawsze rację

Zwłaszcza że stanowiska baronów stracą politycy zasiadający w rządzie lub prezydium Sejmu, którzy poza władzą w terenie mieli mocną pozycję na Nowogrodzkiej. Dotyczy to m.in. ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego (dotychczas szef PiS w Warszawie i tzw. obwarzanku), wicepremiera Jacka Sasina (okręg chełmski), ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka (Kraków), szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka (Wałbrzych), marszałek Sejmu Elżbiety Witek (Legnica) oraz kilku wiceministrów.

Ktoś nieobeznany ze zwyczajami PiS mógłby pomyśleć, że odbędzie się teraz seria wyborów prezesów tych nowych okręgów, w których lokalni działacze – albo i wszyscy członkowie partii – będą mogli wybrać swoich szefów, tak jak to wygląda w wielu innych partiach. Skądże. – W PiS mamy ten przywilej i zaszczyt, że ostateczne słowo należy zawsze do prezesa PiS. Pan prezes będzie powoływał pełnomocników okręgowych – ogłosił sekretarz generalny partii rządzącej Krzysztof Sobolewski po posiedzeniu komitetu politycznego.

Reklama