Michnik u terapeuty
Michnik u terapeuty, czyli co mnie irytuje w książce Krasowskiego
„W epoce Solidarności – pisze Robert Krasowski – Kuroń pogubił się mocno, natomiast Michnik pogubił się bardzo mocno. Kiedy do jego drzwi po raz pierwszy zapukała wielka polityka, nie miał nic do zaoferowania, jedynie frustracje, pretensje i lęki” (s. 48). Piękne zdanie. Napiszę jeszcze piękniejsze: Kuroń celowo doprowadził do zderzenia swego roweru z drzewem, ponieważ nie umiał opanować swoich skłonności awanturniczych i wichrzycielskich. Co przed chwilą zrobiłem? Ano, „zajrzałem za kulisy wielkiej polityki”. Podane fakty są prawdziwe. Więcej! Takie skłonności miał Kuroń jeszcze w KOR.
Otóż nie to mnie irytuje w książce Krasowskiego (a dodam: w jej pierwszej połowie) – co on sądzi o Michniku, tylko to, jak łatwo wmyśla swoje fabulacje w zdania niby-referujące. Już na wstępie uprzedza, że będzie pisał o polityku chimerycznym i nieobliczalnym, a potem tak oświetla interpretacyjnie opowiadany gąszcz zdarzeń, żeby mu się ta teza wyeksponowała. Cytuje parę słów z listów Michnika z więzienia, i pisze: za ten ton, „płomiennego, patetycznego antykomunizmu pokocha go młodzież, aby po roku 1989 go znienawidzić”. Bo Michnik zmienił się później, gdy zrozumiał, że to Gorbaczow naciska Jaruzelskiego na okrągły stół, bo sam się już dogadał z Ameryką. Zrozumiał, że idzie wielka gra!
Albo: autor cytuje wspomnienia z początków Solidarności zdziwiony, że Michnik zauważył w niej „tendencje, które w istocie rzeczy niczym nie różniły się od tego, co głosiło Zjednoczenie Patriotyczne Grunwald, łączące komunizm z nacjonalizmem. Różnił te dwa nurty stosunek do komunizmu, ale nienawiść wobec KOR była dokładnie ta sama” – pisze Michnik, a Krasowski cytuje to i zdumiewa się. „Nikt w podobny sposób nie zapamiętał tamtej epoki, a przecież wspomnień napisano mnóstwo”.