Wojna zamroziła większość spraw, którymi polska opozycja żyła przed 24 lutego. I choć PiS nie cofa się ani o krok i w najlepsze realizuje swoje cele (odbudowa smoleńskiego mitu, zamach na władzę sądowniczą, tępa propaganda w TVP), opozycyjni politycy od ponad miesiąca są w defensywie. Jakby obawiając się krzyku pisowskich popleczników i oburzenia części liberalno-lewicowego komentariatu, który chce wierzyć, że oto nastał czas pojednania i zapomnienia o tym, co obecna władza wyczyniała przez ostatnie 6 lat. Stąd choćby przepadł temat nielegalnej inwigilacji polityków opozycji, prawników i dziennikarzy przy użyciu Pegasusa. Albo maili ze skrzynki ministra Dworczyka – choć te dalej są publikowane w internecie. Można tam np. zobaczyć, jak Mateusz Morawiecki próbował „»coś« wyrzeźbić dla koalicjanta” z Solidarnej Polski – czyli stworzyć kolejny resort lub stanowisko w i tak mocno już rozdętym rządzie („taką jednostkę – aby wyglądała na, prawie, ministerstwo”).
– Posłowie zachowują się, jakby mieli wakacje – zżyma się jeden z polityków KO. – Temat komisji śledczej przestał istnieć: nikt nie ciśnie PiS ani Kukiza, dla którego wojna jest pretekstem, aby się wycofać z ultimatum postawionego marszałek Witek. Przypomnijmy: 10 lutego Paweł Kukiz w imieniu całej opozycji złożył wniosek o powołanie komisji śledczej. Nieco wcześniej zadeklarował, że jeśli Elżbieta Witek go „zamrozi”, to on „zamrozi” swoją współpracę z PiS. Teraz jednak twierdzi: „Nie wezmę odpowiedzialności zabiegania o komisję, w czasie kiedy 20 km od polskiej granicy spadają rakiety” (Radio Zet). Zarazem jednak zarzeka się, że jeśli wniosek będzie głosowany, to go poprze. – Kukiz pewnie zagłosuje za, ale Sachajko i Żuk – nie.