Andrzej Duda zawetował tzw. lex Czarnek – projekt ustawy, która m.in. poszerzała uprawnienia kuratorów oświaty. Mogliby oni zwalniać dyrektorów szkół bez możliwości odwołania i decydować o tym, czy dana organizacja pozarządowa może prowadzić zajęcia z uczniami – nawet gdyby chcieli tego rodzice. Rozciągnięte w czasie formalności praktycznie uniemożliwiałyby pracę fundacji oraz stowarzyszeń na terenie szkół. Prezydent ogłosił swoją decyzję, otwierając ubiegłotygodniowe posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Uzasadniał, że odrzuca ustawę, aby zachować jedność sceny politycznej w obliczu wojny za wschodnią granicą. Jest jednak jasne, że chciał przy okazji załatwić kilka – zupełnie innych – spraw. Od razu zaznaczył, że w zamian za weto oczekuje od opozycji poparcia ustawy o obronie ojczyzny (także budzącej kontrowersje).
Choć nie padło to wprost, za decyzją Dudy mogła też stać kalkulacja wizerunkowych kosztów ustawy Czarnka. W systemie oświaty nie ma dziś wystarczająco dużo specjalistów, by zapewnić pomoc tysiącom ukraińskich dzieci, które zaraz trafią do polskich szkół – ani nawet małym Polakom przeżywającym kryzysy. Trudno byłoby ukryć, że zamknięcie szkół dla NGO-sów największą krzywdę wyrządza uczniom. Nie zmienia to faktu, że działające w obszarze oświaty stowarzyszenia i ruchy mają prawo satysfakcji, bo wykonały potężny wysiłek, aby uświadomić społeczeństwu i politykom, jakie konsekwencje przyniesie lex Czarnek. Udało się też zbudować gigantyczną sieć współpracy, łączącą samorządy, organizacje społeczne, związki zawodowe, a także rodziców, nauczycieli i uczniów.
PiS jednak nie zamierza zarzucić „reformatorskich” zapędów. Przemysław Czarnek zapowiedział rozpoczęcie nowej edycji prac nad „lex Czarnek 2.